Choć prace nad biomateriałem kościozastępczym rozpoczęły się w 2010 roku, to dopiero dekadę później miała miejsce pierwsza sprzedaż komercyjna. Projekty biotechnologiczne są czaso- i kosztochłonne, z czym mierzy się spółka Medical Inventi. Pomimo wyzwań rynkowych, udało się stworzyć innowacyjny produkt, który już pojawia się na globalnych rynkach.
Maciej Maniecki, prezes zarządu Medical Inventi, opowiada nam jak połączyć naukę z biznesem, jakie wyzwania czekają projekty biotechnologiczne w Polsce oraz jaka jest długoterminowa wizja spółki.
Natalia Kieszek: Biomateriał kościozastępczy to praca naukowców Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Jak udało się połączyć naukę z biznesem? Wiemy, że nie jest to łatwa relacja.
Maciej Maniecki: Zespół pod kierownictwem prof. Grażyny Ginalskiej i prof. Anny Belcarz z Zakładu Biochemii i Biotechnologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie odpowiada za stworzenie biomateriału kościozastępczego. Materiał powstał na zlecenie lekarzy szpitala klinicznego. Zadaniem Pań Profesor było znalezienie materiału, który byłby zbliżony składem i właściwościami do naturalnej kości. Jednocześnie miał on być „poręczny” chirurgicznie. Tak naprawdę do momentu pojawienia się naszego materiału na rynku, większość materiałów kościozastępczych była w postaci granulek lub proszków.
Nasz biomateriał kościozastępczy to innowacja na skalę światową, zarówno pod względem składu jak i właściwości. Naukowcy prowadzili nad nim intensywne prace laboratoryjne już w 2010 roku. Jednak połączenie nauki z biznesem nastąpiło trochę później, gdy pojawiła się potrzeba finansowania projektu.
Początkowo spółka została założona przez naukowców, a prof. Ginalska pełniła rolę prezesa zarządu. Od strony biznesowej pojawiło się wiele wyzwań, głównie związanych z procesem komercjalizacji i źródłami finansowania projektu. Ja dołączyłem do Medical Inventi w 2013 roku, początkowo jako inwestor finansowy. Po 2 latach, czyli w 2015 roku prof. Ginalska zdecydowała się przekazać mi zarządzanie projektem jako doświadczonemu przedsiębiorcy i menadżerowi.
Podtrzymuję tezę, że w Polsce ciężko jest budować relacje nauki z biznesem. Sam jestem przedsiębiorcą już od początku lat 90. Pamiętam ten okres, gdy mówiło się, że na uczelniach zostają osoby, które nie mają planów na swoje życie. I niestety pokłosie podobnych opinii widzimy do dzisiaj.
Czy z biegiem lat współpraca nauki z biznesem nie uległa poprawie?
Poza Medical Inventi byłem zaangażowany w kilkanaście projektów i współpracowałem z naukowcami z różnych uczelni. Są deklaracje do zacieśniania relacji na linii nauka-biznes. Natomiast wciąż musimy przełamywać wiele barier, ponieważ nadal zaangażowanie naukowców w proces wsparcia komercjalizacji pozostawia wiele do życzenia.
Barierą niestety są zarówno naukowcy jak i uczelnie. Naukowcy nadal nie wiedzą, jak mają funkcjonować w świetle wielu przepisów. Nie wiedzą często jak przeobrazić swój projekt w biznes. Należy pamiętać, że know-how danego projektu pozostaje w rękach uczelni. Biznes wymaga odpowiedniego tempa działania, a tego brakuje po stronie struktur uczelnianych.
Wracając do Medical Inventi, pierwsza sprzedaż komercyjna miała miejsce w 2020 roku, czyli blisko dekadę od założenia spółki. Czy w tym czasie zostały przeprowadzone badania kliniczne?
Często osoby spoza branży medycznej nie wiedzą, jakie są realia pracy w biznesie medycznym czy biotechnologicznym. Procesy medyczne wymagają wiele czasu. Czasem potrzebne jest kilka czy kilkanaście lat, aby zrealizować projekt biotechnologiczny. Dlatego pierwsze lata naszej działalności to okres eksperymentów medycznych. Zespół rozpoczął od testów laboratoryjnych, aby sprawdzić, czy nasz biomateriał przypomina naturalną kość. Następnie przeprowadzono z sukcesem zabiegi na królach i nie odnotowaliśmy żadnych komplikacji.
Na tej podstawie, zanim przeszliśmy do badań klinicznych, otrzymaliśmy zgodę Komisji Bioetycznej na przeprowadzenie eksperymentów medycznych. Wykonaliśmy kilka zabiegów z ortopedii oraz stomatologii, a następnie obserwowaliśmy, jak nasz biomateriał przyjął się u pacjentów. Te wyniki były dla nas kluczowe. I tak naprawdę w ten sposób minęło kilka pierwszych lat naszej działalności.
To był impuls, aby przystąpić do kolejnych etapów. Głównym wyzwaniem były wspomniane badania kliniczne, aby móc uzyskać certyfikację. Również uruchomienie produkcji na większą skalę nie należało do najłatwiejszych zadań. Dla wielu startupów masowa produkcja jest ogromnym wyzwaniem. Nam zajęło 6 lat, aby stworzyć linię technologiczną.
I tutaj kolejnym wyzwaniem okazało się pozyskanie finansowania na to przedsięwzięcie, ponieważ trzeba pamiętać, że byliśmy spółką dużego ryzyka inwestycyjnego. Ponadto byliśmy projektem jeszcze bez potwierdzonych badań klinicznych. Dlatego był to długotrwały proces, abyśmy mogli realizować kolejne kamienie milowe. W tym miejscu często porównujemy się do projektu szwedzkiej firmy, która stworzyła podobny biomateriał kościozastępczy. I pragnę tutaj podkreślić, że ta szwedzka spółka na samym początku działalności pozyskała kapitał rzędu 50 mln zł. Nie posiadając projektu, będąc również spółką wysokiego ryzyka. Dzięki temu zastrzykowi finansowemu udało się zrealizować zdecydowanie szybciej procesy medyczne. I to nas odróżnia w Polsce.
Podkreślił Pan, że działalność w sektorze biotechnologicznym jest kosztochłonna. W takim razie skąd udaje się Wam pozyskać finansowanie?
Mamy dwa źródła finansowania. Przede wszystkim są to prywatni inwestorzy. Ja sam wsparłem projekt prywatnymi środkami, przekonałem do inwestycji także swoich znajomych. Przeznaczyli oni niewielkie kwoty, ale z czasem otrzymaliśmy również kapitał rzędu kilku milionów złotych. Drugim źródłem są programy unijne czy regionalne, staramy się pozyskiwać jak najwięcej grantów. Do dziś udało nam się pozyskać finansowanie w wysokości 25 mln zł. 60% z tej kwoty to kapitał od inwestorów prywatnych.
Mówiąc jeszcze o trudnościach na rynku, w jednym z wywiadów wspomniał Pan, że Polska nie jest gotowa na takie innowacje jak Wasz produkt. Czy uważa Pan, że ta świadomość zmieni się z czasem?
Polska powinna być gotowa na innowacje, jednak wciąż nie potrafię powiedzieć, kiedy to nastąpi. Nie ukrywam, że nie do końca rozumiem ten stan rzeczy. W końcu powstają fundusze finansowane z publicznych pieniędzy, aby wspierać innowacje. Potrzebne jest wsparcie projektów wysokiego ryzyka, do jakich należy właśnie biotechnologia.
Obecnie nasz projekt jest postrzegany jako stosunkowo bezpieczny, dlatego rozpoczęliśmy rozmowy z funduszami inwestycyjnymi. Jednak wcześniej, gdy prowadziłem tego typu rozmowy, zauważyłem, że na polskim rynku brakuje skłonności do ryzyka. Co więcej, brakuje również ekspertów ds. biotechnologii.
Na naszym rynku są dobre warunki do rozwijania projektów biotechnologicznych. Jednak wciąż spotykamy się z wieloma wyzwaniami, głównie w kwestii finansowania. Z tego powodu naukowcy mają ograniczone możliwości stworzenia komercyjnego projektu.
Pomijając polski rynek, jesteście obecni w kilku państwach europejskich, Azji oraz Ameryce Południowej. Które rynki są dla Was na ten moment najważniejsze?
Tworząc naszą strategię, od początku wiedzieliśmy, że nasz produkt ma potencjał globalny. Stworzyliśmy dwa dodatkowe rozwiązania dla stomatologii oraz weterynarii, które również chcemy prezentować światu. Otrzymaliśmy dopuszczenie do obrotu na rynku europejskim. Jednak nie mając na ten moment mocnego materiału klinicznego, wciąż jest nam trudno wchodzić na kolejne rynki w Europie. Dlatego uznaliśmy, że Azja jest dla nas ciekawym kierunkiem, ponieważ nie ma tam dużej konkurencji dla naszego materiału. Aktualnie procedujemy dopuszczenia w poszczególnych krajach. Mamy już w Singapurze i Malezji, a w najbliższym czasie liczymy na zdobycie również w Wietnamie, Indonezji, Tajlandii oraz na Filipinach. Pracujemy też nad Australią.
Trochę inaczej sytuacja wygląda w weterynarii. Stawiamy sobie tutaj za cel bycie numerem jeden na świecie, ponieważ ten obszar dopiero się tworzy. Jeszcze 5 lat temu nikt nie operował psów czy kotów, stosując biomateriały. Dziś coraz częściej na polskim rynku pojawiają się specjalistyczne kliniki stomatologiczne dla zwierząt, dlatego widzimy w tym ogromny potencjał dla naszego rozwiązania. Jesteśmy aktywni na tym polu w całej Europie. Mamy już pierwsze partnerstwa w Szwajcarii czy Hiszpanii, ale pracujemy również poza Europą. Mamy już partnera na rynku chińskim, a wkrótce powinny być wykonywane pierwsze zabiegi na uniwersytecie w Pekinie.
W przypadku stomatologii interesują nas globalne rynki, jednak tutaj jesteśmy na wcześniejszym etapie. Musimy zgromadzić dobry materiał kliniczny, aktualnie prowadzimy dwa takie projekty. W momencie uzyskania pozytywnych rezultatów postawimy na Europę oraz Amerykę Południową.
A jak wygląda sytuacja w Ameryce Północnej? Czy potrzebujecie zgody FDA na komercjalizację produktu?
Ameryka Północna bezdyskusyjnie jest największym rynkiem. Z pomocą naszego partnera w USA, międzynarodowej specjalistycznej firmy doradczej w dziedzinie ortopedii, już od trzech lat procedujemy przygotowanie dokumentacji pod FDA i uzyskanie zgody na uproszczoną ścieżkę certyfikacyjną. Brakuje nam w tym momencie jednego badania do zrealizowania. Liczymy, że jego pierwsze wyniki otrzymamy w II kwartale 2025 roku i będziemy wtedy aplikować o zgodę od FDA.
Liczymy, że otrzymamy tę zgodę w III kwartale 2025 roku. Wtedy przygotujemy dokumentację pod zastosowanie stomatologiczne. Zaczynamy również próby jeżeli chodzi o weterynarię. Już prowadzimy rozmowy z Uniwersytetem Kentucky.
Jak definiuje Pan długoterminową wizję rozwoju Medical Inventi? Czy planujecie rozszerzenie oferty produktowej na inne obszary medycyny, poza regeneracją tkanki kostnej?
Największym wyzwaniem było dla mnie stworzenie strategii rozwoju dla Medical Inventi. Jednak udało nam się ją wypracować i prezentujemy ją teraz inwestorom. Sam potocznie nazywam ją „4x ekspansja”. Po pierwsze zakładamy ekspansję geograficzną, o której przed chwilą opowiedziałem. W drugiej kolejności mamy ekspansję brandową, czyli mówię tutaj o działaniu w ortopedii, weterynarii oraz stomatologii.
Trzecia ekspansja dotyczy zastosowań. Zaczynaliśmy od kości długich i traumatologii. Natomiast dzisiaj wychodzimy do lekarzy, aby nam podpowiedzieli, gdzie jeszcze możemy stosować nasz materiał kościozastępczy. Jednym z najważniejszych zastosowań, które odkryliśmy, jest onkologia ortopedyczna. Pracujemy już od dwóch lat z wybitnym profesorem ortopedą, który jest autorytetem w Europie. Mamy w planach pozyskanie kapitału, aby przeprowadzić międzynarodowe badanie kliniczne właśnie w tej dziedzinie.
Ostatnia z ekspansji to ekspansja produktowa, czyli budowanie poszerzonego portfolio. Chcemy pokazać, że potrafimy komercjalizować inne projekty. Kupiliśmy już jeden patent, staramy się o kolejny. Jednak zamierzamy specjalizować się w ortopedii i stomatologii. W tych obszarach będziemy poszukiwać innowacyjnych rozwiązań medycznych.
Jakie wyzwania dla Polski przewiduje Pan dla branży biomedycznej w najbliższych latach?
Biotechnologia ma olbrzymie zastosowanie. Widzimy coraz wyższy poziom świadomości i opieki zdrowotnej. Obserwujemy zwiększenie długości życia pacjentów. Jednak polskie spółki, planując biznes, nie mogą myśleć tylko o krajowym rynku. Jest on stosunkowo mały w porównaniu do innych. Ponadto nie jest tak otwarty na innowacje. Musimy myśleć w kategoriach globalnych, posiadając na to odpowiedni kapitał. A zachodni kapitał musi uwierzyć w polskie innowacje, dlatego myślę, że to jest właśnie wyzwanie dla polskich firm. Wielu inwestorów, słysząc hasło „innowacja”, skupia się na Stanach Zjednoczonych czy Izraelu. Czas zmienić to myślenie.
Źródło grafik: Medical Inventi
Komentarze
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy :)