Natalia Kieszek: Twoją misją jest zrewolucjonizować polski sektor technologiczny. Jakie są Twoje cele, co chcesz osiągnąć?
Michał Piosik: Jesteśmy w momencie, w którym rynek zmienia w bardzo szybkim tempie. Szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Moc obecnych narzędzi wspartych na sztucznej inteligencji pozwala nam w łatwy sposób tworzyć nowe rozwiązania. Tym samym bariery wejścia na rynek technologiczny są bardzo niskie. Nie trzeba mieć wielkiej wiedzy technicznej jak projektować aplikacje, aby stworzyć innowacyjny produkt i dostać się do akceleratora startupowego, bądź otrzymać finansowanie venture capital. I chociaż taka wiedza zdecydowanie jest na plus przy rozpatrywaniu inwestycji, podobnie jak doświadczenie biznesowe teamu, to jednak najważniejsza jest determinacja do tego, żeby robić wielkie rzeczy.
To jest idealny moment dla odważnych founderów i właśnie takich ludzi chcę wspierać. Moją wizję podziela nie tylko mój wspólnik Piotr, ale także wielu topowych przedsiębiorców i inwestorów. Wizja ta opiera się na wyszukiwaniu najzdolniejszych ludzi zanim uciekną do zachodniej Europy czy Stanów Zjednoczonych. Chcemy ich finansować na bardzo wczesnym etapie rozwoju, szybkim kapitałem.
Najzdolniejsi founderzy potrzebują pieniędzy bardzo szybko, aby funkcjonować w pędzącej gospodarce. Chciałbym zaznaczyć, że cenię moich kolegów po fachu oraz rządowe starania w kierunku wspierania przedsiębiorczości i upłynniania rynku kapitałowego, ale prawda jest taka, że większość instrumentów, które są obecnie dostępne na rynku nie nadaje się do finansowania startupów na bardzo wczesnym etapie.
Przegrywamy z Zachodem nie dlatego, że brakuje nam umiejętności czy wizji, ale dlatego, że tam 100 tys. zł dostaje się po jednym spotkaniu, a nie 3 miesięcznym due dilligence. Ostatnio nawet agent AI o nazwie No Cap, który zajmuje się Venture Capital, zainwestował w startup w trakcie kilkuminutowego calla (i tak, sam podczas spotkania wykonał przelew!)
Polskie fundusze venture capital i programy grantowe często wymagają masy papierologii albo trzymiesięcznego procesu inwestycyjnego. To są dobre narzędzia dla dalszych etapów finansowania startupów. Na bardzo wczesnym etapie nie ma na to czasu. Najlepsi founderzy nie mają problemu z wzięciem kasy od VCs z zagranicy w kilka dni. U nas robią to nieliczni aniołowie biznesu i fundusze VC (sporo z nich chce z nami współpracować).
W ramach naszej nowej inicjatywy the100 pracujemy nad skróceniem procesów inwestycyjnych do niezbędnego na tym etapie minimum. To powinien być prosty formularz, albo inna forma pierwszego kontaktu, następnie 1-2 rozmowy i natychmiastowa decyzja.
Polskie fundusze VC są zachowawcze, jeśli chodzi o inwestycje. Wy natomiast na starcie dajecie zaufanie founderom. Jakie jest Wasze podejście do ryzyka?
Myślę, że jesteśmy jednym z najbardziej ryzykujących podmiotów na polskim rynku. Z Piotrem sami zbudowaliśmy wcześniej kilka biznesów. Postawiliśmy akcelerator foodtechowy za własne pieniądze i zainwestowaliśmy w 38 startupów, tym samym mocno ryzykując. Oczywiście w dobrze przemyślany i skalkulowany sposób.
W nowym projekcie zakładamy, że wesprzemy 100 zespołów founderskich. I akceptujemy to, że 80% z nich upadnie, kilkanaście urośnie kilka-kilkanaście razy, a 1-2 ponad sto razy. To jest statystyka, na którą niewiele polskich funduszy VC jest w stanie sobie pozwolić. A nawet te najlepsze nie szukają projektów, na tak wczesnym etapie jak my.
Chciałbym, żeby mnie dobrze zrozumiano: nie krytykuję innych zespołów zarządzających. Po prostu my jesteśmy gotowi ryzykować bardziej, bo liczymy na wyższą wygraną i mamy to dobrze policzone. Chcemy działać tak jak robi się to na Zachodzie.
Jak chcecie zatrzymać tych wybitnych founderów przed ucieczką zagranicę? Macie jakieś konkretne kryteria, które muszą spełniać?
Zawsze zadaję sobie pytanie: dlaczego nasi founderzy uciekają? Uważam, że obecny system w Polsce jest bardzo nieufny, a my to właśnie chcemy zmienić. Często założyciele startupów, chcąc pozyskać finansowanie, muszą zapoznać się z „grubymi” plikami dokumentów przed podpisaniem finalnej umowy. I niestety większość z nich zabezpiecza jedynie interesy inwestorów, a to pokazuje brak zaufania.
Umowa powinna mieć dosłownie dwie czy trzy strony na wzór amerykańskiego dokumentu SAFE. Chcemy dawać founderom wartość i nie blokować jednocześnie ich rozwoju. W praktyce będę wymagał kilku, kluczowych rzeczy. Raz w tygodniu muszą zaprezentować na jakim etapie jest ich produkt, jak weryfikują swoich potencjalnych klientów i czego w danym momencie najbardziej potrzebują. Opracowujemy specjalny system natychmiastowego raportowania, dzięki czemu przedsiębiorcy, których mamy na pokładzie, mogą wspierać startupy w bieżących działaniach.
Mówisz o wsparciu startupów, ale pytanie czy jest miejsce na pomoc merytoryczną? Niestety wiele się słyszy, że founderzy otrzymują rundy finansowania i muszą radzić sobie sami.
Faktycznie, wszyscy chcą „smart money”, ale z drugiej strony ludzi, którzy zbudowali potężne firmy technologiczne i prowadzą fundusze VC jest w Polsce niewiele. Natomiast the100 jest wspierane przez wybitnych reprezentantów krajowej sceny technologicznej. Tak jak i nam, oprócz zarabiania, leży im na sercu wizja budowania silnego sektora technologicznego i chcą merytorycznie wspierać founderów. Dla porównania tak działa właśnie YCombinator.
W naszym foodtechowym akceleratorze i funduszu nauczyliśmy się naprawdę wiele. I wiemy, że wsparcie musi być wyważone w stosunku do tego czego wymagamy od founderów w kontekście sprawczości. Nie możemy zapominać, że oni potrzebują bardzo trafnej rady od doświadczonego biznesmena albo otwarcia drzwi przez osobę z dobrym networkiem, a nie żeby coś za nich robić. Bo na koniec dnia, najważniejsze jest, aby founderzy niestrudzenie dowozili swoją śmiałą wizję, a my mamy im czasem usuwać przeszkody z drogi.
I jeszcze jedna rzecz: w dojrzałych ekosystemach startupowych to jest absolutnie normalne, że zaczynający swoją przygodę z przedsiębiorczością młody człowiek może podejść do miliardera na imprezie i na luzie zapytać o biznesowe rady. W Polsce często ludzie z sukcesami dzielą się nimi na łamach gazet lub konferencji i chwała im za to. Ale wciąż brakuje prawdziwego mentoringu. Owszem rozumiem, że każdy szanuje swój czas, ale godzina w miesiącu oferowana przez doświadczonego przedsiębiorcę może naprawdę zmienić życie młodego przedsiębiorcy. Praca z młodymi jest szalenie satysfakcjonująca (już nie wspomnę o tym, że pomagamy budować lokalną gospodarkę i oddanych partnerów biznesowych). Dlatego tak chętnie jakiś czas temu wsparłem Mentoring Dots (dziś Mentors&Doers fellowship) Wojtka Blaszaka, Antka Gmitruka i Tomka Karwatki. Wspaniała inicjatywa, która łączy młodych, bardzo zdolnych ludzi z przedsiębiorcami, naukowcami, NGOsami którzy chcą się dzielić 1:1 swoim doświadczeniem. To niesamowita trampolina do rozwoju. Co ciekawe tych pierwszych dwóch dostało się właśnie do YCombinatora.
Na przestrzeni kilkunastu lat Twojego doświadczenia, czy widzisz większe zaufanie do polskich founderów?
Polski rynek kapitałowy się zmienia. Czasy brania 50% firmy za 500 tys. zł się skończyły. Fundusze widzą, że wymuszanie na zespołach założycielskich swojej woli, ma krótkie nogi. Wiązanie rąk umowami tylko odstrasza prawdziwych A-players. Mało kto chce tkwić w relacjach na siłę. Jeśli związek dwójki ludzi lub podmiotów nie przynosi korzyści obojgu, trwanie w nim rodzi konflikt, frustrację i destrukcję. Zamiast tego widzę coraz częściej wśród swoich znajomych z branży inwestycyjnej, że są bardziej pro-founderscy. Rezygnują z uciążliwych zapisów w umowach. Coraz wcześniej i odważniej inwestują, skracają procesy due dilligence. Choć jak wspomniałem: nie widzę, aby ktokolwiek działał tak szybko i wcześnie jak w naszym przypadku. Ale mimo wszystko widzimy zwrot w pozytywną stronę. Nasz rynek małymi krokami zbliża się do modelu amerykańskiego.
A czy dostrzegasz branże, do których nadal nie ma zaufania?
To o czym wspominasz, wynika z braku zaufania do konkretnej branży, a nie do ludzi, którzy się nią zajmują. Jest to związane często z brakiem wiedzy i doświadczenia w danym obszarze. No bo znowu: ludzie po solidnych exitach foodtechowych nie budują swoich funduszy foodtechowych. Mieliśmy z tym duży problem w foodtech.ac i AC/VC. Nie było funduszy VC na późniejszym etapie, więc i fundraising był uciążliwy (a mimo to, kilkanaście z naszych spółek zebrało dalsze rundy finansowania i kilka z nich bardzo dobrze się rozwija).
Akceleratory startupów, fundusze VC, również anioł biznesu. Czy jest jakaś decyzja inwestycyjna, której żałujesz? A którą uważasz za swoją najlepszą?
Mogę oceniać wyniki: najszybciej rosnącą spółką z naszego portfela jest Foodsi. Pod kątem potencjału wymieniłbym High Culture (które produkuje pierwszy w UE funkcjonalny zamiennik alkoholu) oraz Delivery Couple (pojazdy autonomiczne). To są inwestycje, w które obecnie najmocniej wierzę. Natomiast nie żałuję niczego. Uważam, że nawet największe wtopy nauczyły nas bardzo dużo. Nie oszukujemy się, że jest to łatwy biznes. Wiele nas to kosztuje i nie tylko w sensie fizycznym (polecam któryś z moich keynotes lub podcastów o zdrowiu psychicznym, m.in. na nadchodzącym Infoshare czy Carpathian).
Wszyscy founderzy, w których zainwestowaliśmy, nawet jeśli im nie wyszło, wykonali kawał dobrej roboty. Dlatego nie nazwę żadnego z nich porażką. I mamy świadomość, że połowa spółek z naszego portfela już upadła. Tak naprawdę z blisko 40 firm, w które zainwestowaliśmy, jedynie z kilku wyjdziemy dobrze, a może jedna lub dwie dadzą nam potężny zwrot z inwestycji.
Od początku jesteś zaangażowany w innowacje w sektorze foodtech. Skąd w ogóle wzięła się gastronomia w Twoim życiu?
Mój pierwszy biznes to szkoła gotowania i obecnie jest to największa, kulinarna agencja eventowa w Polsce. I choć dzisiaj nie pracuje w niej, to nadal jestem właścicielem większościowym i wspieram fantastyczny zespół zarządzający mentorsko. W tej firmie tworzyłem m.in. produkty spożywcze dla sieci handlowych i tak nauczyłem się wiele o branży spożywczej. Później zainwestowałem po raz pierwszy w produkt jakim było roślinne mleko. Oczywiście ta firma już dawno upadła [śmiech], ale była to wspaniała przygoda i poznałem przyjaciela na lata. Oraz była to kolejna bardzo dobra lekcja dla mnie.
Na tej kanwie z Piotrem Grabowskim uruchomiliśmy foodtech.ac, ponieważ chcieliśmy wspierać impaktowe biznesy. Zaczęliśmy inwestować w szeroko pojęty foodtech. Jest to bardzo pojemny wertykał, który nauczył nas bardzo wiele o różnych dziedzinach biznesu. Oprócz marketplace’ów (Foodsi), mamy w portfelu hardware’owe biznesy (farmy wertykalne), wiele produktów FMCG, IT a nawet spółki deep techowe czy z sektora energetycznego. Dlatego też mamy solidne doświadczenie i nie boimy się działać agnostycznie. A jeśli na czymś się nie znamy, to szybko się uczymy i nie boimy się prosić o pomoc. A w the100 tych ludzi do pomocy z bardzo różnych dziedzin biznesu jest setka i ich potężny network.
Chciałbym podkreślić tym samym, że na koniec dnia najważniejsi są dla nas ludzie. Sprawny zespół. Nie branża, w której działa dany biznes. W tym szybkim tempie zmian, to ludzie są pewnikiem i ich zaangażowanie.
Co powinno zmienić się w Polsce, żebyśmy mogli konkurować z Doliną Krzemową?
Myślę, że jako kontynent mamy szansę dorównać Dolinie Krzemowej, zwłaszcza w obecnej sytuacji geopolitycznej. Polacy udowodnili niejednokrotnie, że mają wybitnych przedsiębiorców i naukowców. Łączy ich: pasja do działania, nieustępliwy charakter i kreatywne kombinowanie. To czego nam najczęściej brakuje to wiara we własne siły i umiejętności w prezentowaniu wizji. Boimy się porażki nie tylko jako przedsiębiorcy (często myślą, że są gorsi niż ich rówieśnicy w USA, a to wierutna bzdura) ale i jako inwestorzy. Mówię tu nie tylko o profesjonalnych inwestorach, ale i o prywatnych osobach, które bardzo zachowawczo podchodzą do swojego portfela. A prawda jest taka, że jak nie poświęcimy 5-10% gotówki na instrumenty o wysokim ryzyku, ale i wysokim potencjale, to skazani będziemy na powolny rozwój (co jak pokazuje ostatni czas, wcale nie oznacza, że bezpieczny).
Nadal brakuje nam na naszym rynku wehikułów, które inwestują jak w zachodniej Europie czy Stanach Zjednoczonych. Wiem, że są pojedynczy aniołowie biznesu, którzy są w stanie inwestować dosłownie po kilku rozmowach z founderem. Dlatego aby spróbować ich dogonić, kapitał na naszym rynku musi pojawiać się bardzo szybko i wcześnie.
Ponadto, inwestorzy muszą zrozumieć, że w przypadku niepowodzenia biznesu, nic złego się nie dzieje. Pamiętajmy, że venture capital w dosłownym tłumaczeniu to kapitał wysokiego ryzyka. W tej branży, musimy oczywiście dobrze kalkulować ryzyko, ale przede wszystkim zaakceptować statystykę, że 80% projektów upadnie. I szukać tych szalonych, ale takich, które stworzą coś na miarę sztucznej inteligencji albo dosłownie wystrzelą rzeczy w kosmos. Wszak Wojtek Zaremba z OpenAI czy ICEEYE to właśnie ludzie, których nikt w Polsce nie zdołał na czas zatrzymać. Dlatego liczę, że dużo inwestorów już niebawem pójdzie za naszą ideą.
To kiedy ruszy the100?
Bardzo szybko zdobywamy poparcie wielu świetnych ludzi. Myślę, że w ciągu miesiąca/dwóch sfinalizujemy ten proces. Mamy już na tapecie spółki, które chcemy wspierać, ale na razie nie zdradzę szczegółów.
Konferencja Infoshare 2025 – festiwal społeczności napędzanej technologią!
Infoshare 2025 – największa konferencja technologiczna w CEE, tworząca ekosystem, w którym nowe technologie łączą się z biznesem. Konferencja odbędzie się w dniach 27-28 maja w Gdańsku. Co roku uczestniczy w niej ponad 6 tys. uczestników. Wśród nich: startupy, inwestorzy, przedstawiciele korporacji, programiści i marketerzy. Tegoroczna edycja to 7 scen tematycznych i kilkuset czołowych prelegentów z całego świata. W tym roku konferencję wzbogaci wydarzenie EU Space Days, będące paneuropejską konferencją organizowaną we współpracy z Komisją Europejską w ramach polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Podczas Infoshare 2025 poznamy również finalistów Startup Contest. Kup bilet już dziś!
Wywiad został zrealizowany w ramach patronatu medialnego konferencji Infoshare 2025.
Komentarze
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy :)