„Sukces zaczyna się w naszej głowie, dlatego kluczowe jest budowanie pewności siebie i nieuleganie wewnętrznym ograniczeniom” – Klaudia Saferna, psycholog, przedsiębiorczyni, biohackerka

Informacje o autorze

17 lutego 2025
Udostępnij:

COO w firmie Key Solutions Group. Właścicielka marki BLITZbee. Z pasji biohackerka. To tylko kilka ról Klaudii Saferny, która opowiada w rozmowie z MamBiznes jak pogodzić wszystkie obowiązki zawodowe z codziennym życiem.

Klaudia Saferna

Klaudia Saferna pełni funkcję Chief Operating Officer (COO) w firmie KEY – Key Solutions Group, gdzie odpowiada za zasoby ludzkie i koordynację działań zespołu w branży automotive. Oprócz działalności w KEY, jest współzałożycielką marki BLITZbee, produkującej innowacyjne napoje funkcjonalne oparte na filozofii biohackingu. Marka zdobywa uznanie na rynkach zagranicznych, a jej misją jest promowanie zdrowia, naturalnych składników i zrównoważonego stylu życia. Ostatnio Lothar Matthäus, legendarny niemiecki piłkarz, rozpoczął współpracę z BLITZbee i został jej ambasadorem.

W rozmowie z Klaudią Saferną pytamy o to jak kobiety powinny sobie radzić w męskim świecie biznesu, jak pogodzić obowiązki domowe z życiem osobistym oraz jakie wartości niesie za sobą idea biohackingu.

Z wykształcenia psycholog, z wyboru przedsiębiorczyni, a z pasji biohackerka. Do której roli jest Pani najbliżej?

Klaudia Saferna: To trudne pytanie, ponieważ potrzebowałam naprawdę sporo czasu, aby określić swoje role w życiu. I w tym wszystkim nie należy zapominać, że jestem również mamą, a to jedna z najważniejszych ról w życiu kobiety. Jednak wszystkie obszary, które zostały wymienione, łączą się i uzupełniają ze sobą, dlatego trudno jest mi wybrać jedną, główną rolę. Uważam, że to jest piękne, że nie musimy wybierać. I chciałabym, aby kobiety miały świadomość tego. Możemy pełnić kilka ról w swoim życiu i być w nich na 100%.

Zacznijmy od codziennej pracy jako COO w Key Solutions Group. Jak trafiła Pani do branży motoryzacyjnej?

Moja historia z branżą automotive tak naprawdę zaczęła się w firmie programistycznej, w której pracowałam na stanowisku rekruterki. W pewnym momencie mój pracodawca chciał rozszerzyć obszar działalności i padło właśnie na sektor motoryzacyjny. Wtedy też zostałam wybrana do zespołu, aby rozwijać nowy pion działalności firmy.

Oczywiście przygotowałam research konkurencji i wytypowałam osoby, które musimy zatrudnić. Po jednej z rozmów z liderem projektu branży automotive otrzymałam telefon od prezesa tej firmy. Jego pracownik przekazał mu, że chcę go „podkupić” i to ja dostałam propozycję pracy na stanowisko rekruterki. Jednak już wtedy miałam inne cele zawodowe i podziękowałam za ofertę.. Kolejny telefon otrzymałam trzy miesiące później z propozycją stanowiska HR Managera. I tak mija już dziewiąty rok w Key Solutions Group.

Czy na swojej drodze spotkała się Pani z barierami wynikającymi z płci?

Zdecydowanie tak. Mój początek w branży był bardzo trudny. I wcale nie sprzyjał mi mój wygląd szczupłej blondynki i na dodatek młody wiek. W oczach mężczyzn nie byłam traktowana poważnie pod kątem biznesowym. Na spotkaniach zarządu firmy byłam jedyną kobietą na 10-osobowy skład. Dlatego przez długi czas musiałam udowadniać na każdym kroku, że mam wiedzę i doświadczenie. Inaczej proponowane przeze mnie zmiany, które miały usprawnić funkcjonowanie firmy, nie zostałyby nawet rozpatrzone.

Po kilku latach awansowałam na stanowisko COO i wtedy faktycznie miałam poczucie, że wypracowałam swoją pozycję ciężką pracą. Po tym czasie jestem już na etapie, że te same osoby, które wcześniej mi nie ufały, teraz dzwonią do mnie po poradę biznesową.

Myślę, że wiele kobiet poddałoby się na Pani miejscu. Jak radzić sobie z takimi wyzwaniami?

To jest tylko moje zdanie, ale osobiście uważam, że największy problem jest w dużych firmach i korporacjach. Ciężej się przebić przez „szklany sufit”, w szczególności skostniałych branż. Myślę, że jeszcze potrzeba kilkunastu lat, aby coś się zmieniło na tym polu. Jednak wracając do pytania, wszystko zależy od celów, jakie wyznaczają sobie kobiety w karierze zawodowej. Należy jasno zdefiniować swoje potrzeby i priorytety. Codziennie pracować nad wiarą i pewnością siebie. Warto również mieć świadomość jaką wartość wnosimy do danej organizacji. A niestety wielu osobom wciąż brakuje konsekwencji i determinacji w działaniu.

Zapewne praca w Key Solutions Group jest pełnoetatowa. W takim razie skąd pomysł na BLITZbee?

Na pewnym etapie mojej kariery zawodowej przestałam wierzyć w przypadki. Tak naprawdę ważne jest, aby dostrzegać szanse, które pojawiają się na naszej drodze. I tak było w przypadku napojów BLITZbee. Ich autorem jest jeden z naszych inżynierów, który pracuje w branży automotive. Na co dzień jest liderem projektu luksusowego auta elektrycznego. Napój powstał jeszcze w czasach pandemii i jest to połączenie kawy i energetyka, jednak w zdrowej wersji. Nie znajdziemy w nim białego cukru czy sztucznych dodatków. Jego podstawą jest miód, który m.in. wspomaga układ odpornościowy i ma silne właściwości przeciwbakteryjne.

Receptura napoju BLITZbee została stworzona pod czujnym okiem biochemika. Autor myśląc, że ma świetny pomysł na nowy produkt, próbował wprowadzić go na polski rynek. Starania trwały 1,5 roku i tak naprawdę rozmowy zakończyły się fiaskiem. Połączenie inżynierii ze sprzedażą nie zadziałało i z tego powodu pomysłodawca chciał zamknąć spółkę.

I właśnie wtedy spotkaliśmy się w naszym wrocławskim biurze i po raz pierwszy mieliśmy okazję wspólnie spróbować napoju. Od razu się nim zachwyciliśmy, w szczególności, że nie jest to typowy energetyk, których nie brakuje na polskim rynku. Jednak, aby dostrzec jego potencjał, należy zagłębić się w jego skład i zrozumieć po co został stworzony. Nie ukrywamy, że jest to produkt niszowy, ponieważ naturalnych napojów energetycznych jest naprawdę mało na rynku.

Dla nas najważniejsza jest jakość tego produktu. Dlatego wspólnie z moim partnerem zdecydowaliśmy się przejąć ten projekt ponad rok temu. Odpowiadam za wszystkie działania operacyjne, natomiast mój partner zajmuje się sprzedażą.

Dlaczego po takim czasie nie udało się dotrzeć z produktem do polskiego klienta? Czy to wynika z niedojrzałości naszego rynku?

Uważam, że wpływ na to miały dwie kwestie. Pierwsza z nich wymaga know-how i zaplecza finansowego, aby wprowadzać produkt na rynek. W ciągu ostatniego roku, od przejęcia przez nas marki, skupialiśmy się właśnie na budowie całego zaplecza firmy. Zbudowaliśmy procedury, sieć sprzedaży. Był to długi proces, który dopiero teraz przynosi nam efekty.

I patrząc na drugą kwestię, to właśnie rynek niemiecki okazał się dla nas tym numerem jeden. Jest on bardziej otwarty na tego typu innowacje i eksperymenty. Teraz najmocniej koncentrujemy się na rynkach niemieckojęzycznych. Zbudowaliśmy też sieć dystrybucyjną w Turcji. Jednak na koniec należy pamiętać, że BLITZbee jest polskim produktem, powstającym w Polsce. Nadal czekamy na pozytywną odpowiedź z rodzimego rynku. Wierzę, że i tutaj nasz napój będzie dostępny, a na razie można go kupić online.

A jak doszło do współpracy z Lotharem Matthäusem? Co przekonało go do zaangażowania się w projekt?

Tak naprawdę Lothara poznałam w samolocie. Lecieliśmy razem na mecz drużyny, którą BLITZbee wtedy sponsorowało. Był to dla nas szczególnie ważny event, ponieważ po raz pierwszy rozpoczęliśmy oficjalną sprzedaż napoju. Niestety nasza linia lotnicza miała ogromne opóźnienie, a za mną siedział właśnie Lothar Matthäus. W pewnym momencie w samolocie wybuchła niemała sprzeczka pomiędzy pasażerami i z nerwów ujawnił się mój polski temperament (śmiech). Wtedy też okazało się, że Lothar rozumiał co powiedziałam po polsku i tak wymieniliśmy się wizytówkami.

Dopiero po kilkunastu tygodniach stwierdziliśmy, że czas poszukać znanego nazwiska na rynku niemieckim, aby jeszcze szerzej dotrzeć do odbiorców z naszym produktem. Lothar był zachwycony naszym napojem, a tak naprawdę to nie jedyne znane nazwisko, które obecnie współpracuje z BLITZbee.

W całym natłoku obowiązków znajduje Pani jeszcze czas na biohacking. To temat coraz popularniejszy, ale nadal dla wielu tajemniczy. Jak w prosty sposób wytłumaczyć jego ideę i korzyści?

Mówiąc najprościej, biohacking to ciągła praca nad samym sobą i udoskonalanie każdego obszaru w naszym życiu. Robimy to, aby być bardziej wydajnym i efektywnym. To tak naprawdę połączenie dietetyki, treningów i suplementacji, aby nasze ciało mogło jak najlepiej funkcjonować. Mogę śmiało powiedzieć, że zawdzięczam biohackingowi siłę i energię, którą mam każdego dnia. Pozwala mi to realizować wszystkie projekty, które mam na głowie i dodatkowo rozwijam swoją markę osobistą. Również pomaga mi to w codziennym życiu – w byciu mamą i prowadzeniu domu.

Zainteresowałam się biohackingiem zanim zaczęłam prowadzić markę BLITZbee. Już wtedy moje życie było bardzo intensywne, zajmując się tylko branżą automotive. Jednak jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy co jest nie tak w moim życiu. Teraz doszłam do wniosku, że swoje zadania wykonywałam bardzo poprawnie, robiłam to co do mnie należało, ale nie robiłam nic poza tym. Mam wrażenie, że nie widziałam wielu rozwiązań, które były na wyciągnięcie ręki. Wciąż brakowało mi czasu, a biohacking został moim motorem napędowym w życiu. Choć nie ukrywam, że zaczynając swoją przygodę z biohackingiem chciałam po prostu być szczupła i zdrowa (śmiech).

Jakie są Pani ulubione biohackerskie rytuały?

Przede wszystkim całkowicie zmieniłam sposób odżywiania. Uważam, że jest to podstawa, aby zadbać o swoje zdrowie. Postawiłam na trzy ważne elementy, czyli regenerację, odżywianie oraz ruch. Są to dla mnie filary, nad którymi należy pracować każdego dnia. Niestety na razie idea każdej diety polega na tym, aby zostać szczupłą osobą. Jednak pamiętajmy, że to nie oznacza, że będziemy zdrowi. Dlatego biohacking łączy wszystkie elementy w całość.

Jakie ma Pani plany na przyszłość – zarówno w kontekście zawodowym, jak i osobistym?

Lista moich celów jest bardzo długa. Są one przemyślane i zaplanowane w czasie, dlatego staram się je realizować krok po kroku. Wolę mówić o efektach, dlatego w najbliższym czasie koncentruję się na tym, aby BLITZbee było szerzej dostępne na rynku i trafiło do klientów końcowych. Jako COO pracuję intensywnie, aby rozszerzyć portfolio działalności o nowy obszar, jakim będzie lotnictwo na rynku amerykańskim i Bliskiego Wschodu.

Natomiast moje prywatne cele to praca z kobietami. Chcę pomóc im zrozumieć: co i jak mogą zmienić, aby realizować swoje postanowienia. Wierzę w siłę kobiet i wiem, jak wiele mogą osiągnąć.

Co według Pani powinno się zmienić, aby więcej kobiet decydowało się na ścieżkę przedsiębiorczości?

Mam wrażenie, że kobiety lubią nie wierzyć w siebie w odróżnieniu do mężczyzn. Obserwowałam to wielokrotnie podczas rekrutacji. Mężczyznom wystarczy pokrycie 30-40% wymagań pracodawcy, aby aplikować na ofertę. Kobiety muszą mieć co najmniej 70%, bo inaczej uważają, że nie nadają się na dane stanowisko. Dlatego więcej z nas powinno głośno mówić o swoich osiągnięciach. Jest miejsce dla kobiet w męskim świecie, ponieważ mamy dużo do powiedzenia. Wsparcie kobiet jest dla mnie szczególnie ważne.

Jedyną osobą, która blokuje nas przed realizacją celów jesteśmy my same.

Jakie rady dałaby Pani kobietom, które chcą założyć własny biznes lub rozwijać karierę na wysokim stanowisku?

Nie bójcie się próbować, bo wiele możecie zdziałać. Sukces zaczyna się w naszej głowie, dlatego kluczowe jest budowanie pewności siebie i nieuleganie wewnętrznym ograniczeniom. Pamiętajcie, że sukces to nie tylko wyniki finansowe i osiągnięcia zawodowe, ale także zdrowie, równowaga i satysfakcja z życia. Regularny odpoczynek, aktywność fizyczna i dbanie o własny rozwój osobisty pozwalają osiągać długofalowe cele.

Polecamy

Więcej w tym dziale: