Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

Tak zaczynali polscy milionerzy

Historie przedsiębiorców, którzy odnieśli sukces rozpalają wyobraźnię ludzi. Milionerzy zamieniają się miejscami na listach najbogatszych, a ich majątek jest przedmiotem podziwu i zazdrości. Mniej się mówi o początkach biznesmenów, a są one często dużo ciekawsze od zajmowania się liczbą zer na ich kontach bankowych.

Profesor piecze ciastka

Gdy swoją przygodę z własną działalnością rozpoczynał prof. Andrzej Blikle o wiele trudniej było coś kupić niż sprzedać. – Naszą firmę założył mój pradziadek Antoni Kazimierz Blikle w roku 1869 i do tej pory firma istnieje pozostając cały czas w rękach rodziny – mówi. Profesor informatyki po 30 latach pracy naukowej stanął przed dylematem – prowadzenie biznesu albo zamknięcie rodzinnej firmy. O drugim wariancie nie mogło być mowy, dlatego pasję do badań musiał pogodzić z cukierniczym biznesem. Dziś firma Blikle to 10 cukierni i 2 sklepy delikatesowe w Warszawie oraz 8 cukierni w całej Polsce działających na zasadzie franczyzy. Na pytanie o to, kiedy na koncie pojawił się pierwszy milion zysku odpowiada krótko: Milion zysku? Poproszę o następne pytanie. Myśmy nasze zyski cały czas reinwestowali

Król Puzzli

Pierwszą maszynę do wycinania puzzli ze zdobycznych kartonów skonstruował mój brat. Tak historię swojego biznesu rozpoczyna Kazimierz Wierzbicki, właściciel firmy Trefl. Zaczynał w połowie lat 80, a wówczas już samo założenie firmy graniczyło z cudem. Przedsiębiorca musiał wstąpić do spółdzielni żeby zostać rzemieślnikiem. A tymi zostawali głównie ludzie ze średnim wykształceniem. – Gdybym przyznał, że mam wyższe nie dostałbym zezwolenia. Człowiek wykształcony nie mógł wówczas marnować się w biznesie – wspomina z uśmiechem. Nazywany „Królem puzzli z Trójmiasta” przedsiębiorca rozpoczynał produkcję w pomieszczeniu mniejszym od kawalerki. Dziś zarządza 8 spółkami, współpracuje z Disneyem i sprzedaje swoje produkty do 50 krajów świata.

Uszył sobie biznes na miarę

Od sprzedaży odzieży hipermarketom zaczynał z kolei Igor Klaja, twórca marki 4F. Zyski z pierwszej działalności handlowej wystarczały na opłacenie studiów, ale młody przedsiębiorcy marzył o produkcji własnych ubrań. – Problemem był fakt, że w Polsce nie ma praktycznie szkół, które przygotowują do projektowania ubrań sportowych. Pracownicy firmy wypracowywali know-how w wielkich bólach – zdradza przedsiębiorca. Szerokie plany sprzedaży własnej odzieży nabrały przyspieszenia w 2002, kiedy przedsiębiorca stworzył markę 4FUN( obecnie 4F). Od tego czasu produkty Igora Klai trafiły na zagraniczne rynki a ich ambasadorami stały się takie gwiazdy jak: Adam Małysz, Kamil Stoch czy Justyna Kowalczyk. Biznesmen ma jednak nadzieję, że największy sukces dopiero przed firmą.

– Przeczytaj: Niecodzienny pomysł polskich absolwentów

Król blachy

Krzysztof Pruszyński podobnie jak Kazimierz Wierzbicki rozpoczynał biznes w schyłkowej fazie poprzedniego ustroju. Podobne ma zatem doświadczenia dotyczące spółdzielni. Taka forma działalności była jedyną akceptowalną dla władzy, która podejrzliwie patrzyła na „prywaciarzy”. Za pośrednictwem spółdzielni Pan Kazimierz rozkręcił pierwszy interes – produkcję lejków do tankowania paliwa. – O zakupie niezbędnych maszyn można było pomarzyć dlatego radziliśmy sobie sami. Mogę się pochwalić, że jestem konstruktorem naszej pierwszej prasy hydraulicznej – śmieje się przedsiębiorca. Działalność była opłacalna, bo w PRL-u brakowało wszystkiego, ale z czasem biznesmen musiał szukać innego zajęcia. Zdecydował się na produkcję pokryć dachowych.

Wyprawę po pierwszą partię blachy pamięta, jak dziś. – Poprosiłem o pomoc sąsiada, z którym udaliśmy do Huty im. Sendzimira – wspomina. Po 8 ton surowca wyruszyli o drugiej w nocy z plikiem banknotów. Następny transport liczył już 14 ton i tak się biznes kręci do dnia dzisiejszego. Przez ponad 20 lat działalności firmie Blachy Pruszyński udało się zdobyć pozycję lidera na rynku. Produkcja spółki z powodzeniem znajduje także zbyt za granicą. 

Od wagonów do milionów

Od hurtowej sprzedaży owoców i warzyw drogę do milionów rozpoczynał Marian Owerko, założyciel firmy Bakalland. Wspólnie z dwójką kolegów w ten sposób chcieli zarobić na studia. W czasie wakacji jeździli na wyprawy handlowe „szlakiem pociągu Karpaty linii WARSZAWA – PRAGA – BUDAPESZT – BUKARESZT – SOFIA”. – Przez tydzień sprzedawaliśmy i kupowaliśmy. Zarabiałem wtedy 150 dolarów, to było kilkanaście średnich krajowych – wspomina. Biznes kręcił się całkiem nieźle, ale przedsiębiorcy uznali za bardziej perspektywiczną sprzedaż bakalii. Pierwszym miejscem do konfekcjonowania produktów były 3 wagony kolejowe. Od tego czasu sporo się zmieniło. Bakalland notowany jest na GPW, zatrudnia 500 osób i sprzedaje swoje towary do 40 państw.

Grzegorz Marynowicz

Bankier.pl

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.
slaby 9 gru 2013 (22:37)

stary artykuł powielany drugi raz dlazapchania strony