Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

Polska firma VR chce wejść na giełdę. Na koncie ma już projekty dla chińskiej telewizji i Cadillaca

Robili projekty dla Cadillaca, Volkswagena i chińskiej telewizji. Ich apetyt na rynki zagraniczne jednak nie słabnie i już dziś pracują nad aplikacją wirtualnej rzeczywistości dla jednego z największych biznesów popkulturowych w Azji. VR Visio opowiada na MamBiznes.pl o tym, co technologia VR osiąga dziś i jak wpłynie na nasze otoczenie w przyszłości.

Spółka VR Visio, jeszcze jak VR One, rozpoczęła działalność na raczkującym dopiero rynku wirtualnej rzeczywistości zaledwie cztery lata temu. Dziś ma na koncie wiele zagranicznych projektów, kolejne w toku i wizję kontraktu na ogromny projekt, który może odmienić przemysł rozrywkowy w Chinach. Prezes spółki, Adam Cegielski zdradza nam, czy na takim biznesie można zarobić i kiedy każdego będzie stać na to, żeby we własnym domu zanurzyć się w wirtualną rzeczywistość.

Mateusz Gawin, Bankier.pl: Działają Państwo na rynku zaledwie kilka lat, a już udało się zrealizować projekty w wirtualnej rzeczywistości dla Cadillaca czy chińskiej telewizji. Tempo rozwoju nie przeraża?

Adam Cegielski, VR Visio: Niewątpliwie jest to duże tempo, ale w tej branży nie da się inaczej. Nowy sprzęt dający nowe możliwości pojawia się właściwie co kilka miesięcy i po prostu tu trzeba się spieszyć. Jeśli ktoś nie będzie inwestował i nie będzie patrzył w przyszłość, to szybko zostanie z tyłu. My w tej chwili myślimy już o tym co może być za 5-10 lat. Jestem przekonany, że VR, a właściwie AR, rozszerzona rzeczywistość, będzie drugą rewolucją po smartfonach. Tak jak kiedyś ludzie nie wierzyli, że klawiatura pod wyświetlaczem zostanie zastąpiona cyferkami na dużym ekranie smartona – ja sam w to nie wierzyłem – tak teraz nie do końca wierzą w okulary AR, ale myślę, że scenariusz będzie podobny. My już pracujemy nad rozwiązaniami na sprzęt, który jeszcze nie jest dostępny, ale mamy do dyspozycji wersje deweloperskie, jak np. Microsoft HoloLens. Już za kilka lat rozszerzona rzeczywistość będzie nam towarzyszyć przez cały dzień, tak jak teraz nie potrafimy się obyć bez smartfona.

Stany Zjednoczone, Chiny, udało się złapać kontrahentów także z innych części świata?

Robiliśmy też projekt dla Volkswagena. Nie możemy się tym pochwalić, ale możemy powiedzieć, że z nimi współpracowaliśmy. Nagraliśmy film z taśmy produkcyjnej z perspektywy składanego samochodu. Można było więc zobaczyć proces jakbyśmy leżeli na taśmie jako Volkswagen T5, a dookoła nas pracowały maszyny i automaty. Oni to prezentowali na wewnętrznych imprezach.
Organizowaliśmy jeszcze event dla firmy z Dubaju. To był projekt na specjalne zamówienie z logo placement. Ten biznes opiera się z jednej strony na firmach, które wynajmują sprzęt na różne wydarzenia, a z drugiej, są przedsiębiorstwa tworzące dedykowane aplikacje i filmy w wirtualnej rzeczywistości na zamówienie – i tym się właśnie zajmujemy. W Polsce świadczyliśmy takie usługi także dla Polpharmy – był to symulator strachu. Teraz robimy podobny projekt – w naszej aplikacji można zmierzyć się ze swoimi fobiami i próbować je przezwyciężyć, np. strach przed wysokością. Wtedy użytkownik musi wykonać jakieś zadanie przechodząc nad przepaścią. Jeśli mu się uda, dostaje certyfikaty za odwagę. Po wykonaniu programu jedziemy do klienta na miejsce wydarzenia, rozstawiamy kilka zestawów i udostępniamy je gościom.

Teraz jednak przyszedł czas na coś o znacznie większym rozmachu. Pracują Państwo nad aplikacją do lokali karaoke w Chinach.

W tej chwili robimy prototyp takiej aplikacji. Będzie on zaprezentowany grupie badawczej wybranej przez naszego klienta, czyli takich przykładowych bywalców lokali karaoke. Jeśli tej grupie kontrolnej projekt się spodoba, to będziemy realizowali całą grę. To, co teraz inkasujemy za opracowanie samego prototypu to tylko niewielki ułamek tego, co faktycznie będziemy mogli zarobić za cały projekt. To może pracować w tysiącach miejsc i podejrzewam, że również poza Chinami. To po prostu będzie uniwersalna gra dla punktów karaoke, wystarczy ją przetłumaczyć na koreański, japoński czy inny regionalny język – takie lokale wszędzie funkcjonują tak samo.

Wpłyną Państwo właściwie na całą popkulturę azjatycką, jeśli to się uda.

Takie miejsce aż się prosi, żeby wykorzystać w nim wirtualną rzeczywistość – np. żeby śpiewający widział, że jest gdzieś indziej. Współczesny sprzęt umożliwia nam pozycjonowanie gracza nawet na powierzchni średniego pomieszczenia (ok. 25 mkw.). Ta osoba może kucać, skakać, chodzić, przechylać się i rozglądać w zupełnie innej rzeczywistości. W przypadku naszej aplikacji będzie taki scenariusz, że użytkownik będzie brał udział w muzycznym programie telewizyjnym – będzie oceniany przez sztuczną inteligencję, będzie widział jury i jego reakcje. W tym samym czasie inne osoby będą mogły oglądać relację z tego programu na zewnętrznych telewizorach. Docelowo też mają mieć wpływ na to, co będzie się w tym programie działo, choć nie mogę jeszcze zdradzić jaki. Będzie to na pewno zabawa dla więcej niż tylko jednej osoby.

Zasięg Państwa działalności imponuje, a są przecież Państwo jeszcze młodą firmą.

Nas jest w tej chwili trzech głównych założycieli: Paweł Łaźniak, który ma doświadczenie w branży filmowej i Damian Karczewski z olbrzymim doświadczeniem w branży gier i grafiki komputerowej. Damian przyszedł kiedyś do Pawła na praktyki i tak się poznali. Po jakimś czasie tak dobrze im się współpracowało, że powstała między nimi nieoformalna spółka VR One, która zaczęła działać w branży wirtualnej rzeczywistości.

Damian z Pawłem zakupili gogle Oculusa, kiedy pierwszy model był jeszcze finansowany na Kickstarterze – trzeba było czekać na nie kilka miesięcy. Pierwsze sztuki były rozsyłane do klientów w okolicy marca 2014 roku – w czerwcu VR One miało już pierwsze komercyjne wdrożenie. Robiliśmy wtedy aplikację dla firmy Semeko i pokazywaliśmy ludziom Aquapark, który nie został jeszcze wybudowany – można było się przejechać na planowanych atrakcjach i zwiedzić obiekt. Na 99 proc. byliśmy pierwszą firmą w Polsce, która robiła komercyjne wdrożenie aplikacji VR na Oculusa. Ja doszedłem dopiero po czasie – poznaliśmy się w parku technologicznym, gdzie prowadziłem inną działalność, a chłopaki kręcili film o firmach działających w parku technologicznym. Musiałem się trochę wkupić w ten biznes i pokazać, że wniosę wartość dodaną do firmy. Przy wsparciu inwestorów przekształciliśmy kilka tygodni temu firmę w spółkę akcyjną i jako VR Visio Group S. A. planujemy wejście na giełdę.

Udało się w pierwszych latach skorzystać z programów finansujących innowacyjną działalność?

VR One po pierwszym sukcesie z firmą Semeko wzięło udział w konkursie Gdyński Businessplan i zdobyło tam pierwsze miejsce. Nagrodą było 20 000 zł dofinansowania i miejsce w Parku Technologicznym. Potem firma generowała już samodzielnie bardzo fajne przychody z działalności usługowej. Już pod sztandarem VR Visio zarabialiśmy na siebie od początku. Dopiero jak przyjęliśmy inwestora i rozpoczęliśmy projekty długoterminowe, które wciąż się jeszcze toczą, to zaczęliśmy być na minusie – ale to oczywiście w krótkim terminie. Zyski z trwających projektów powinny ze sporą nawiązką zrekompensować nam obecne minusy, bo z firmy 6-osobowej przed wejściem inwestora staliśmy się firmą, która stale zatrudnia ok. 20 pracowników, a obecnie nawet ponad 30. Wciąż jednak realizujemy usługi i mamy również kilka projektów własnych, które niedługo wyjdą na wierzch i to będzie widać w różnych miejscach.

Zdradzi Pan w jakich?

Coś mogę zdradzić. Będziemy teraz wydawać na Steamie (platforma cyfrowej dystrybucji gier – przyp. red.) reedycję przejażdżki rollecoasterem w wirtualnej rzeczywistości. Pierwsza wersja wyszła na drugą generację gogli Oculus Rifta (DK2) za darmo. Tytuł odtworzono do tej pory 3 mln razy i na nasze szczęście, ten program nie działa na najnowszym sprzęcie dzięki czemu możemy go dziś płatnie skomercjalizować. Dostaliśmy mnóstwo zapytań z całego świata o wznowienie tej aplikacji na nowe okulary. W tej chwili przygotowaliśmy odświeżoną wersję, która jest jeszcze ładniejsza i zawiera dodatkowe atrakcje. Plan wydawniczy zakłada publikację w serwisie Steam i na cardboardach (kartonowy stelaż na smartfony, który umożliwia oglądanie materiałów i odtwarzanie aplikacji VR na smartfonach z systemem Android – przyp. red.). Premiera na Steamie będzie już w ciągu najbliższego miesiąca i będziemy ją sprzedawać za kilka dolarów. Na tym oparliśmy naszą kampanię reklamową – możesz kupić jeden bilet na przejażdżkę rollercoasterem i jeździć bez ograniczeń.

Działalność firmy rozpoczęła się cztery lata temu, czyli w czasie, kiedy to były początki technologii VR w formie, jaką znamy dziś. Tak jak Pan powiedział, okulary były dopiero towarem luksusowym dostępnym tylko na kickstarterze, a sama branża, ciężko nawet powiedzieć, że już raczkowała. To nie było duże ryzyko, inwestować w taki biznes? Przecież takich rozwiązań próbowało już w latach 80-tych samo Nintendo i wtedy to nie zadziałało.

Ja sam do momentu przyjścia okularów nie wierzyłem w tę technologię. To Damian i Paweł mieli to przeczucie jako pierwsi, a mnie VR pochłonął dopiero po pierwszym założeniu Oculusa na głowę. Zobaczyłem potencjał, którego się nie da się już zatrzymać. To jest zupełnie inaczej niż z telewizorami 3D. Tutaj jest coś znacznie więcej, bo zakładając okulary użytkownik zapomina, że jest w biurze czy w domu, a czuje się, jakby był naprawdę w miejscu, które kreuje wirtualna rzeczywistość.

Jeśli chodzi o samą porażkę Nintendo, to branża wirtualnej rzeczywistości faktycznie istniała – chociażby w samym wojsku, gdzie te okulary były bardzo drogie. Pojawiły się też okulary komercyjne FX One, ale były bardzo ciężkie – ważyły kilka kilogramów i miały bardzo małą rozdzielczość obrazu. Ta technologia po prostu stała w miejscu. W momencie kiedy nastąpił „wyścig zbrojeń” w telefonach komórkowych i potem smartfonach, to dopiero pojawiła się możliwość stworzenia odpowiednich okularów. Te kilkanaście lat temu nikt nie przewidział, że będziemy korzystać ze smartfonów o mocy bardzo szybkiego komputera sprzed kilku lat. Ten pęd technologiczny wpłynął też mocno na produkcję samych ekranów z coraz większą rozdzielczością. Pamiętam, że wtedy w prasie pojawiały się artykuły, że to przecież bez sensu, bo ludzkie oko nie wychwyci różnicy. Mimo to Samsung czy Apple wciąż upychali piksele na kilkucalowych wyświetlaczach. W końcu Samsung w swoim Galaxy Note 4 upchał ich rekordową liczbę – wtedy Palmer Luckey, twórca gogli Oculus Rift stwierdził, że wykorzysta ten ekran do stworzenia pierwszej wersji okularów VR. Nowoczesne ekrany i miniaturyzacja chipów IMU badających swoje położenie w przestrzeni umożliwiły stworzenie zupełnie nowej generacji sprzętu VR, który jest tani i generuje obraz w wysokiej rozdzielczości.

Możliwości są coraz większe, więc w jakim kierunku VR będzie się rozwijał? Z jednej strony mamy działalność opartą na lokalach rozrywkowych z okularami, z drugiej działalność usługową polegającą na tworzeniu aplikacji, a zostaje jeszcze poletko dla VR do wykorzystania w domu.

Tak, jak Pan powiedział, to jest mniej więcej obraz rzeczywistości. Można przy okazji VR podzielić na dwie kategorie: tani VR – kupujemy kartonik za 30 zł, wkładamy do niego smartfona i już możemy oglądać inną rzeczywistość czyli filmy 360 stopni. Ewentualnie zagrać w proste gry o bardzo prostej grafice. Drugi rodzaj VR-u to już jest ten wykorzystujący najnowszy sprzęt. Ceny takich okularów np. Oculusa czy HTC Vive to ok. 4000 zł i trzeba liczyć drugie tyle na komputer, który takie aplikacje odtworzy, więc to raczej rozrywka dla bogatych. Dlatego też powstały punkty, w których można taki sprzęt wypożyczyć na minuty czy godziny. Takich biznesów jest co raz więcej.

Na samym początku trzeba spróbować wszystkiego i zobaczyć czy to daje zysk, czy nie – my działaliśmy na początku na różnych frontach i teraz już widzimy w co się opłaca inwestować. Punkty VR to nie jest jednak biznes życia, bo prowadziliśmy i taką działalność, ale koszty zjadały całe przychody – wychodziliśmy na tym na zero. Moim zdaniem jest to ślepa uliczka. Tak jak zginęły kafejki internetowe, bo komputery staniały i ludzie nie widzieli sensu tam chodzić, tak samo będzie z punktami VR, które nie mają niczego wyjątkowego – wszyscy mają te same gry, podobne ceny – ten biznes po prostu robi się słaby ze względu na zbyt dużą konkurencję. Z kolei wyjątkowe doświadczenia, będą miały rację bytu zawsze – np. taki symulator strachu, o którym wspominałem. Tego nie da się odtworzyć w domu i to jest klucz całego przedsięwzięcia. Żeby było to dochodowe, to albo musi oferować doświadczenia niedostępne nigdzie indziej, albo wspólną rozgrywkę dla kilku osób. Myślę, że niedługo będziemy szli na taki wirtualny paintball – będziemy zakładać plecaki z bateriami i okulary i będziemy ze sobą walczyć jako magowie, roboty czy żołnierze. W domu nie będzie się w to dało zagrać w kilka osób, bo po prostu nie wystarczy miejsca. I nad czymś takim też już pracujemy.

Czyli niedługo sprzęt do VR będzie na tyle tani, że każdy będzie mógł sobie na niego pozwolić?Tak, myślę, że już w tej chwili najtańszy VR, który daje jakość porównywalną z tym za 8000 zł, możemy dostać za ok. 3500 zł. Mowa tu o komplecie produkcji Sony – konsola PlayStation 4 wraz z zestawem gogli PlayStation VR. Daje to wysokiej jakości rozgrywkę i nadaje się do użytku domowego, nawet na niewielkiej powierzchni. To obecnie najtańsza opcja. Gra nad którą pracujemy i o której już wspominałem, także pojawi się na systemie PlayStation i komputerach stacjonarnych.

To, czego możemy się już z całą pewnością spodziewać to spadki cen w przyszłym roku. Na pewno pojawią się tańsze gogle i z roku na rok taki sprzęt będzie taniał o ok. 30 proc. – jeszcze kilka lat i właściwie każdego będzie stać na okulary do VR. Wtedy też komputery, nawet te tańsze, będą już wystarczająco szybkie, żeby korzystać z nich do zabawy w wirtualnej rzeczywistości. To po prostu będzie w każdym domu – to tylko kwestia czasu.

„Przeciwnikiem anonimowości jest wygoda. W tej chwili oddajemy anonimowość za rzeczy, które są dla nas za darmo”

Wiemy też, ze za jakiś czas powstaną okulary do rozszerzonej rzeczywistości (Augmented Reality), które będą stanowiły wyposażenie każdego nowoczesnego człowieka. Będziemy oglądać hologramy generowane przez naszego osobistego asystenta, czyli sztuczną inteligencję znającą nasze nawyki, potrzeby. Okulary będą tak uzależniające, że nie będziemy ich ściągać przez cały dzień. Cały czas analizując nasze aktualne potrzeby sztuczna inteligencja będzie dostarczać nam informacje, których obecnie potrzebujemy. Jadąc autem zobaczymy strzałki na drodze czy informacje o korkach za zakrętem. Stojąc w nowym dla nas miejscu np. przy zabytku, patrząc na niego po chwili wokół niego wyświetlą się hologramy z informacjami o tym jak powstał. Będziemy mogli odtworzyć filmy na wirtualnych ekranach umieszczonych np. na ścianie budynku czy gdziekolwiek chcemy. Idąc ulicą przed sklepami będą się wyświetlać spersonalizowane reklamy, np. przechodząc w pobliżu lokalu Starbucksa pojawią się informacje o aktualnych promocjach, albo będzie wystarczyło spojrzeć na osobę stojącą przed nami i pokażą nam się jego dane z portali społecznościowych. Lista wspólnych znajomych, imię, czy to, że osoba ma status „szukam związku”.

To już nie jest trochę niebezpieczny kierunek? Ludzie nie chcą być tak inwigilowani

Tak, dzisiaj się na to tak patrzy, ale ludzie sami zakładają konta np. na Facebooku – to jest ich decyzja. Jeśli na profilu będzie zdjęcie i system sparuje z nim wizerunek osoby z ulicy to tak, jakbyśmy sami znaleźli jej konto na smartfonie, bo mają te informacje upublicznione. Myślę, że to będzie naturalne, że ludzie będą to akceptować. Przeciwnikiem anonimowości jest wygoda. W tej chwili oddajemy anonimowość za rzeczy, które są dla nas za darmo. Weźmy na przykład Google – jeździmy sobie do pracy i włączamy nawigacje. Cieszymy się, ze możemy zobaczyć, gdzie są korki, ale w zamian udostępniamy swoją pozycję, żeby inni mogli zobaczyć czy na naszej trasie nie ma utrudnień. Oddajemy więc kawałek siebie w zamian za to, że inni robią to samo. Coraz więcej usług będzie na takiej samej zasadzie darmowych – to przyjdzie i nie da się tego zatrzymać. Okulary z wirtualnym asystentem będą dla nas tak użyteczne, będą nam dostarczać dokładnie tych informacji jakich potrzebujemy w danej chwili, że nie będziemy ich ściągać od rana do wieczora.

To będzie zupełnie inny świat i jestem pewny, że nikt się nie spodziewa, że ta rewolucja wydarzy się w ciągu kilku lat. W mojej ocenie za 3 lata pojawią się pierwsze okulary w przystępnej cenie, które wprowadzi np. taka firma jak Apple, a wszyscy będziemy korzystać z następców tych urządzeń w ciągu 10 lat. Tego procesu nie da się zatrzymać. Myśląc o tym już dziś zapewniamy sobie miejsce pośród beneficjentów tej technologii w przyszłości.

Mateusz Gawin

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.