Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

Polski patent odstraszający kuny podbije rynek? Pomysłodawcy sprzedali już tysiące sztuk

Nasz produkt to zapachowy odstraszacz na kuny. To prosty, tani, a zarazem skuteczny produkt. Składa się głównie z sierści kilku psów. Taka mieszanka wraz z dodatkiem odpowiedniego zapachu i wosku zapewnia wysoką skuteczność – mówi Maciej Jeleń, współzałożyciel i pomysłodawca firmy Kunagone.

Pomysł na biznes podsunęła mu znajoma właścicielka saloniku fryzjerskiego dla psów, która zwróciła uwagę na odstraszające właściwości sierści. Od idei do produktu na sklepowych półkach minęły dwa lata. Niespełna rok od wprowadzenia na rynek Kunagone dostępne jest w znanych sieciach handlowych, trafia do tysięcy klientów, a właściciele firmy właśnie uruchomili kampanię, by zebrać środki na szybszy rozwój biznesu.

Grzegorz Marynowicz: Czym jest Kunagone i jak zrodził się pomysł odstraszacza?

Maciej Jeleń, wpółzałożyciel Kunagone: Kunagone to zapachowy odstraszacz na kuny. To prosty, tani, a zarazem skuteczny produkt. Składa się głównie z sierści kilku psów. Taka mieszanka wraz z dodatkiem odpowiedniego zapachu i wosku zapewnia wysoką skuteczność. Pies jest jednym z niewielu naturalnych wrogów kuny domowej. Kunagone powoduje, że kuna omija miejsce, w którym produkt jest powieszony i uwalnia zapach psa. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Kunagone działa także na inne dzikie zwierzęta. Potwierdziło się to już w przypadku dzików, mamy pierwsze pozytywne sygnały odnośnie szczurów, a testujemy lub będziemy testować produkt przeciwko kretom, lisom, wiewiórce szarej w USA i wielu innym zwierzętom.

UWAGA! Prowadzisz własny biznes i chciałbyś o nim opowiedzieć? Napisz na [email protected]. Zapraszamy!

Sam pomysł zrodził się już kilka lat temu. Mama wspólnika (Artura Olejniczaka) prowadzi salonik fryzjerski dla psów i to ona zwróciła nam uwagę na odstraszające właściwości sierści. Nasza pierwsze reakcja – kto kupi sierść psa? Mieliśmy jednak na tyle determinacji, aby udoskonalić skład i przeprowadzić testy produktu. Efekty były zdumiewające. Testy rozwiały wszelkie nasze wątpliwości. Do tego rozeznanie rynku pokazało, że wciąż nie ma skutecznego rozwiązania problemu, a większość dostępnych produktów nie ma najlepszych opinii.

Ile czasu zajęła jego realizacja i jakich środków to wymagało? Czy były po drodze jakieś problemy, bariery?

Największą barierą było znalezienie czasu na nowy biznes. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie możemy zacząć pracować nad Kunagone na pół gwizdka, bo nie będzie efektów i spadnie motywacja, a cały zespół był mocno zaangażowany w nasz równoległy projekt produktów pod marką Woodson (wyjątkowo skuteczna rozpałka eko-ognisko i klimatyczne świece ogrodowe), który dopiero co wyszedł z okresu start-up i nabrał rozpędu. Rozwój Woodson’a i wzrost sprzedaży produktów tej marki, pozwolił nam na złapanie oddechu, zatrudnienie odpowiednich osób, które znacznie nas odciążają w codziennej pracy zakładu, co z kolei przełożyło się na naszą decyzję o zaangażowaniu sił w nowy projekt. I tak zaczęły się prace nad Kunagone. Prawie rok testów skuteczności produktu i szybka decyzja o wprowadzeniu na rynek, poprzedzona rozeznaniem pod kątem legalności Kunagone. Pisma do Urzędu Produktów Leczniczych i Biobójczych, Sanepid, Inspekcja Weterynarii, Urząd Statystyczny (stawka VAT). Gdy byliśmy już pewni, że nic nie stoi na przeszkodzie wprowadzenia produktu na rynek, wysłaliśmy zgłoszenie patentowe do Polskiego Urzędu Patentowego i wystartowaliśmy ze sprzedażą.

Od pomysłu do produktu „na półce” minęło ponad 2 lata, środki jakie zaangażowaliśmy w ten projekt w fazie zalążkowej to kilkadziesiąt tysięcy złotych. W mojej opinii to niedużo, ale musimy zwrócić uwagę na to, że tak niskie koszty nie byłyby możliwe, gdyby nie wykorzystanie zasobów do tej pory zbudowanych poprzez działalność związaną z Woodson’em. Produkt świetnie przyjął się na rynku, a Kunagone w zasadzie od razu stał się dochodowy.

Czym Wasz produkt różni się od dostępnych antykun? Co dajecie czego tamte produkty nie dają?

Skutecznością – to po pierwsze. Wynika ona przede wszystkim z głównego składnika tworzącego mieszankę zapachową. Nikt inny nie używa do odstraszania kun naturalnego zapachu, naturalnego wroga kun – psa, którego kuny najzwyczajniej na świecie się boją. Druga rzecz to unikalność – każdy Kunagone ma inny zapach, co potęguje jego skuteczność. Za każdym razem, gdy wymienimy woreczek, kuna dostaje informację, że w pobliżu jest nowy, nieznany wróg. Po trzecie – równie ważne – cena. Kunagone jest najtańszym profesjonalnym rozwiązaniem dostępnym na rynku. Są jednak tacy, którzy zadają nam pytania – czy nie taniej wyczesać własnego psa? Taniej, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że kuna zna zapach „lokalnego” psa, jego zwyczaje, obserwuje go i dlatego się go nie boi. Naszym celem jest aby przekonać klientów, że jednocześnie warto i opłaca się raz na jakiś czas wydać 10 zł i prewencyjnie chronić samochód czy poddasze. Najczęściej jednak decyzja zakupowa zapada już po szkodzie. Dla nas to sygnał do ciężkiej pracy, aby zmienić nawyki i postrzeganie klientów. Prewencja przede wszystkim.

Sami produkujecie Kunagone czy zlecacie to na zewnątrz?

Cała produkcja odbywa się w naszym zakładzie w Chełmku (znajdujemy się na terenie byłej dużej fabryki obuwia Bata, późniejsza nazwa PZPS Chełmek). Większość komponentów pochodzi od polskich producentów, a sierść pozyskujemy z salonów fryzjerskich dla psów. Sierść jest segregowana, następnie mieszana i obrabiana termicznie. Kolejne etapy to zalewanie woskiem z dodatkowym zapachem i pakowanie. Produkt jest bardzo lekki, co mocno ułatwia logistykę i koszty z tym związane.

Czy produkt jest opatentowany? Macie patent czy jedynie wzór przemysłowy? Na Polskę czy również zagranicę?

Jest na dobrej drodze, aby uzyskał ochronę patentową jako wynalazek. Zgłoszenie zostało wysłane do Polskiego Urzędu Patentowego w marcu 2017 roku. W przeciągu kilku najbliższych dni zgłoszenie to zostanie rozszerzone w procedurze PCT (globalnie). Cała procedura może potrwać jeszcze kilka lat, ale dla nas, na chwilę obecną, najważniejsza jest tzw. data pierwszeństwa, co oznacza, że od momentu zgłoszenia mamy pełną ochronę na produkt.

Zanim jednak stworzyliście Kunagone wprowadziliście na rynek inny produkt. Opowiedz proszę o tym.

Tak. To rozpałka eko-ognisko. Jej oficjalne początki sięgają 2012 roku. Również jest to nasz patent, w przypadku którego procedura patentowa trwa już 6 rok, ale jesteśmy na samym jej końcu i niedawno dostaliśmy informację z EPO o zamiarze udzielenia patentu. To dla nas świetna wiadomość w kontekście rozwoju tego produktu i co raz większego zainteresowania nim (zwłaszcza w Europie Zachodniej). Rozpałka eko-ognisko to alternatywa dla chemicznych rozpałek. Ekologiczność to nie najważniejsza jej zaleta. Jest bardzo efektywna. Składa się z sześciu bardzo suchych patyczków sosnowych, kartonu i materiału zapalającego (stearyna roślinna + trociny). Pali się zaledwie 5 minut, ale w tym czasie bez najmniejszego problemu poradzi sobie z grubymi szczapami drewna (nawet wilgotnymi), czy z węglem drzewnym na grillu. Tym osobom, którym rozpalanie ognia sprawia problem, ta rozpałka naprawdę ułatwi życie. Po kilku latach do rozpałki dołączyła świeca ogrodowa, skrzynia drewniana, a wszystkie produkty objęliśmy marką parasolową Woodson. Więcej szczegółów można poznać na stronie www.woodson.pl

Właśnie trwa Wasza kampania crowdfundingu udziałowego na Beesfund. Ile środków potrzebujecie? Macie produkt, który już jest w sprzedaży, dystrybutorów, patent. Po co Wam więc kampania crowdfundingowa? Na co potrzebne są te środki?

Słusznie zwróciłeś uwagę, że najtrudniejsza praca już za nami. Firma funkcjonuje prawidłowo. Jest sprzedaż, są przychody, a przede wszystkim rentowność i zyski. Mamy bardzo ciekawych dystrybutorów jak Inter Cars S.A. czy Autopartner S.A.. Kunagone S.A. nie ma żadnych zobowiązań w postaci kredytów. Jest nowym podmiotem, naszą pierwszą spółką akcyjną, stworzoną specjalnie pod emisję akcji na portalu Beesfund. Bardzo nam zależy na zaufaniu inwestorów. Wychodzimy z założenia, że zarobimy, gdy zarobią też inwestorzy. To nasza pierwsza emisja, a nie wykluczamy kolejnych, dlatego będziemy starać się o dobre nastroje akcjonariuszy.

Po co nam kampania crowdfundingowa? Chcemy pozyskać niespełna 400 tys. zł. Potrzebujemy 250 tys. zł, a ewentualną nadwyżkę zainwestujemy w marketing. Te 250 tys. zł to kwota niezbędna na szybkie skalowanie biznesu. Chcemy sprzedawać więcej, w krótszym czasie. Planujemy poszerzyć zespół o handlowców, którzy zwiększą nasz zasięg. Bardzo zależy nam na rynku niemieckim, gdzie rocznie kuny wyrządzają 200 tys. szkód na około 60 milionów EUR (w samych tylko samochodach). Mamy już upatrzone targi motoryzacyjne w Niemczech, na które chcemy pojechać. 30.000 zł rezerwujemy na wydatki związane z rozszerzeniem patentu.

Moglibyśmy oczywiście rozwijać się organicznie, ale konkurencja nie śpi. Dzisiejszy rynek jest bezwzględny. Trzeba być szybkim, elastycznym i popełniać jak najmniej błędów. My ograniczyliśmy błędy do absolutnego minimum, nauczeni poprzednimi doświadczeniami przy rozpałce eko-ognisko. Wykorzystaliśmy sieć istniejących kontaktów, dołożyliśmy nowe, ale już te nowe zdecydowanie bardziej umiejętnie poprowadziliśmy, co przełożyło się na skuteczność rozmów. Cały nasz zespół pracuje bardzo efektywnie i dlatego w porównaniu do eko-ogniska na tym samym etapie, Kunagone rozwija się w dobrym tempie. Jednak żeby takie tempo utrzymać, potrzebujemy akcjonariuszy i ich finansowania. Zainwestowanie i poszerzenie zespołu na tym etapie pozwoli stale zwiększać rynek zbytu, przychody i rentowność, która przy większej skali może jeszcze wzrosnąć. Zainteresowanych inwestycją zapraszam na www.akcja.kunagone.pl.

Jako młoda firma współpracujecie z dużymi sieciami handlowymi. Dużo złego słyszymy o tych dużych podmiotach, które tylko „czekają by nie zapłacić uzależnionej od nich firmie”. A jakie Wy macie doświadczenie? Jakie są plusy i minusy takiej współpracy?

Nie taki diabeł straszny jak go malują. Tu trzeba postawić sprawę jasno. To jest biznes. Potentaci dyktują warunki i mali albo się dostosują albo nie biorą udziału w ryzykownej grze o wysokie stawki. Ja wypowiadam się jako ten mały. Nie wiem jak wygląda współpraca największych sieci z ich największymi dostawcami, ale domyślam się, że zdecydowanie inaczej. Jako mały podmiot dostarczający do sieci mogę powiedzieć, że nie spotkałem się z problemem braku płatności. Duże sieci płacą i to raczej terminowo. Nie trzeba się upominać. Problemem są oczywiście odległe terminy tych płatności, bo nawet 120 dniowe.

Z mojej perspektywy wygląda to tak: duże sieci przedstawiają swoje warunki współpracy, a mały dostawca nie dostaje dużego pola manewru. W zasadzie ogranicza się do decyzji czy chce współpracować na takich warunkach czy nie. Trzeba zanalizować plusy i minusy i podjąć decyzję. Warunki i przede wszystkim ryzyka są jednak znane. To nie jest tak, że sieci czekają na potknięcie dostawcy i zacierają ręce na okazję skorzystania z zapisów o karach umownych. Nie, sieci chcą robić biznes, tak samo jak dostawcy, a to że najwięksi wykorzystują swoją pozycję jest naturalną konsekwencją wolnego, nieregulowanego rynku.

Osobiście lubię rozpatrywać dylematy tego typu współpracy w kategorii czy warto i czy się opłaca i czasem jest tak, że się nie opłaca, ale warto. U nas się to sprawdziło doskonale. Był przypadek, kiedy bardzo mocno zaryzykowaliśmy. Wiedzieliśmy że się to nie opłaci, z góry wiedzieliśmy, że dołożymy do biznesu, ale koniec końców warto było, bo dzięki temu zostaliśmy zauważeni i przekonaliśmy do siebie dystrybutora z Europy Zachodniej, z którym cały czas współpracujemy.

Podsumowując. Nie należy się bać tych największych sieci. Za każdym razem trzeba rozważyć za i przeciw, a jeżeli podjęcie decyzji o współpracy wymaga podjęcia ryzyka, zawsze są sposoby aby to ryzyko zminimalizować, ale taka współpraca też nie jest dla każdego. Trzeba być elastycznym, przewidywać zachowania konsumentów. Łatwo o kosztowne błędy, a produkcja, żeby była rentowna musi być doskonale zorganizowana.

Jaki procent sprzedaży generują sieci handlowe a jaki sprzedaż bezpośrednia online itp?

Nasz model biznesowy oparty jest na współpracy z dystrybutorami i sieciami i to stanowi 99% obrotu. Sklep internetowy www.kunagone.pl/sklep dopiero raczkuje, ale udana emisja akcji ma to w szybkim tempie zmienić. Jak wspomniałem nadwyżkę ponad 250.000 zł chcemy zainwestować w marketing. Również chodzi właśnie o nakierowanie klientów do naszego sklepu.

Zdradź proszę ile sztuk Kunagone udało Wam się już sprzedać?

Od kwietnia, czyli od wprowadzenia produktu na rynek, do końca grudnia 2017 roku sprzedaliśmy ponad 21 tys. sztuk. To naprawdę dobry wynik, który pozwolił pokryć koszty związane z wprowadzaniem Kunagone do obrotu. W tym roku założenia biznesplanu przewidują sprzedaż na poziomie 121 tys. sztuk, z czego 10 tys. w pierwszym kwartale. Na dzień 13.03.2018 sprzedaliśmy ponad 11 tys. sztuk, co oznacza że dobrze oszacowaliśmy chłonność rynku i nasze możliwości. Dla nas, dla akcjonariuszy i potencjalnych inwestorów to również dobra wiadomość, która pokazuje, że liczby przedstawione w biznesplanie nie są oderwane od rzeczywistości, a jak wiemy „papier przyjmie wszystko” i niejednokrotnie biznesplany przedstawiają nierealne do zrealizowania plany sprzedażowe.

Zapewne zakładacie różne warianty w zależności od kwoty zebranej? Co jest priorytetem, a co może poczekać?

Rozszerzenie patentu jest priorytetem. Robimy to niezależnie, nie oglądamy się na zebraną kwotę. Środki na procedurę mamy zabezpieczone i uruchomimy ją w ciągu kilku najbliższych dni.
Kolejny krok to zatrudnienie handlowca i marketingowca. To jest niezbędne minimum, które również rozpatruję w kategoriach bezwzględności i wyższa kwota zbiórki może tylko pomóc w przyspieszeniu procesu zatrudnienia nowych osób.

Zapowiadacie, że planujecie wprowadzenie innych produktów. Czy możesz zdradzić jakie nowe pomysły chodzą Wam po głowie?

Pierwotnie zakładaliśmy, że będziemy wprowadzać modyfikacje odstraszacza na inne dzikie zwierzęta, ale okazuje się, że Kunagone jest skuteczne nie tylko w odstraszaniu kun. Ta sama mieszanka odstrasza dziki. To już sprawdzone. Prawdopodobnie szczury, ale jeszcze na zbyt małej próbie to sprawdziliśmy, a w kolejce są krety, nornice, myszy, koty i wiele innych zwierząt. Na pewno będziemy informować na bieżąco na naszym fanpage’u jak idą postępy, ale może się okazać, że produkt jest bardzo uniwersalny. Planujemy też wprowadzić zapach samochodowy Kunagone oraz brandowane ramki na tablice rejestracyjne. To oczywiście bardziej marketingowy zabieg, ale założenie jest takie, aby rozdawanie tych gadżetów samofinansowało się z ich sprzedaży w małych punktach detalicznych i sklepie internetowym.

W dobie technologicznych start-upów Wy stawiacie na realne produkty. Dlaczego obraliście taką drogę?

Lubimy nowinki technologiczne i chętnie z nich na co dzień korzystamy. Dzięki nim postęp jest niesamowity i naprawdę robi to wszystko wrażenie. Zastanawialiśmy nawet w pewnym momencie czy nie spróbować w tej branży. Były pomysły na aplikacje, czy system ERP, ale chyba już za bardzo zostaliśmy wchłonięci przez ten, nazwijmy to, klasyczny biznes. Nikt spośród członków zespołu nie ma też wystarczającej wiedzy i doświadczenia, żeby spróbować sił w technologicznej branży, dlatego postanowiliśmy się skupić na tym co robimy każdego dnia od kilku lat, w czym jesteśmy dobrzy i co tak naprawdę sprawia nam dużą radość.

Spodobało mi się określenie low-tech. To bardzo delikatne i bardzo miłe określenie tego co robimy. Niektórzy łapią się za głowę, że sprzedajemy sierść psa, niektórzy reagują szczerym śmiechem, ale na drugim biegunie jest to, że oferujemy realny produkt, rozwiązujący realny problem, tak bliski wielu ludziom i uprzykrzający im życie. Dla obecnych i przyszłych akcjonariuszy to jest kluczowa wiadomość, która stoi za podjęciem decyzji o inwestycji w Kunagone S.A. Nie bawimy się w tzw. „rocket science”, nie zbieramy funduszy na zbudowanie statku kosmicznego, czy auta na wodę. Mamy już produkt. To jest to co zauważyłeś. Jest już produkcja, dystrybucja, zgłoszenie patentowe. Zwracamy się do akcjonariuszy, żeby powierzyli nam środki na szybki rozwój i wzrost. Wierzymy, że mimo produktu low-tech, jesteśmy w stanie wystrzelić jak niejeden świetny technologiczny start-up. Rynek jest ogromny. Dopiero podgryzamy polski kawałek tortu i mamy dobre wyniki, a gdzie niemiecki rynek, który jest kilka razy większy, gdzie Stany Zjednoczone, które dopiero mają problemy z dzikimi zwierzętami…To też jest odpowiedź na pytanie dlaczego nie nowoczesne technologie – w dalszym ciągu jest wiele do zrobienia i osiągnięcia na tym klasycznym rynku. A my dobrze na nim się czujemy.

Najbliższe plany to?

W obszarze sprzedaży – dalsze dynamiczne pozyskiwanie dystrybutorów i punktów detalicznych w Polsce i równolegle Europie Zachodniej. W obszarze badań i rozwoju – konkurs Bon na innowacje, pozyskanie dofinansowania na 400 tys. zł przeznaczonych na współpracę z Instytutem Nauk o Środowisku UJ i badania naukowe pod kątem działania Kunagone na inne dzikie zwierzęta..

Nie zapominamy o bieżących działaniach, które polegają na pozyskiwaniu inwestorów. To też ciężka i bardzo zajmująca praca. 20 marca organizujemy spotkanie w Chełmku dla lokalnej społeczności. Będziemy opowiadać o crowdfundingu i możliwości zainwestowania w Kunagone S.A.. Również jeszcze w marcu planujemy spotkanie dla zainteresowanych inwestorów, które odbędzie się w budynku Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.

Osobom, które myślą o własnym realnym produkcie co moglibyście poradzić? Na co uważać, jakich błędów nie popełniać?

Błędów nie da się uniknąć, ale dobrze jest uczyć się na cudzych, a nie na swoich. Przed rozpoczęciem działalności trzeba być świadomym, że będzie kilka razy trudniej niż sobie to wyobrażamy. Na dziesięciu „pewniaków” jeden na poważnie zainteresuje się przesłaną ofertą, a kupi produkt czy usługę za rok lub dwa lub wcale, bo konkurencja będzie tańsza parę groszy. Pamiętam nasze pierwsze biznesplany kilka lat temu. Dziś się z nich śmiejemy. Były tak nierealne, że aż trudno sobie wyobrazić.

Trzeba być otwartym na zmiany i nie bać się wychodzić ze swoją ofertą. Nie bać się konkurencji, nie chować swojego produktu, w obawie, że ktoś podpatrzy i podrobi. Dzisiaj wszystkiego jest pełno, więc zwyczajnie trzeba się rozpychać łokciami i nogami, żeby się przebić i zostać zauważonym, a do tego potrzeba odwagi, cierpliwości i uporu. Przeczytaj także o innych polskich pomysłach:

Rozmawiał

Grzegorz Marynowicz
MamBiznes.pl

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.
Pd 6 maj 2020 (23:40)

Masakra kupiłem 8 szt 4 szt zjadły kuny a kolejne 4 zabrały do legowiska a sierść sprzątam do dzisiaj z trawnika i z wnęki silanika.