Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

Zakładanie firmy w jednym okienku, czyli droga przez mękę

Miało być szybciej, miało być mniej biurokracji, miało być nowocześniej, ale jak mówi stare przysłowie „piekło usłane jest dobrymi chęciami”. Dobre chęci były i stworzyły…piekło na ziemi przyszłym przedsiębiorcom, którzy po wprowadzeniu zasady „jednego okienka” zakładają działalność nie tydzień jak to było wcześniej, ale szesnaście dni! Tyle czasu musiało upłynąć od dnia złożenia przeze mnie wniosku o wpis do ewidencji działalności gospodarczej do otrzymania numeru REGON z Urzędu Statystycznego. Ale czy dla urzędnika czas to może być pieniądz?

Przygoda z zakładaniem działalności rozpoczęła się w „jednym okienku” urzędu miejskiego jednego z największych miast w kraju, wyglądały z niego dwie panie. Na spotkanie z jedną z nich trzeba było czekać około 2-3 godzin. Panie udzielały informacji, przyjmowały wnioski zakładających, rezygnujących, zawieszających działalność, ale też zmieniających dane we wpisie do ewidencji. Na brak zajęć nie narzekały, bo w kolejce czekało zawsze co najmniej trzydzieści osób.

Stojąc w kolejce można się było dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, np., że bez podpisu elektronicznego nie można wysłać wniosku mailem do urzędu miejskiego (chcąc np. zmienić dane dotyczące firmy), a chcąc wysłać wniosek pocztą, trzeba wcześniej skorzystać z usług notariusza. To oznacza, że bez wystania w kolejce się nie obejdzie. Albo właściciel, albo pełnomocnik musi stracić kilka godzin w dusznym pomieszczeniu, żeby nie mieć z żadną z instytucji na pieńku.

Nie ma nic bardziej błędnego niż łudzenie się, że całą ceremonię przyszły przedsiębiorca załatwi jednym wnioskiem. Na marginesie dodam, że takie było przecież założenie przy wprowadzaniu zasady „jednego okienka”. W rzeczywistości musiałam pognać jeszcze do ZUSu i wysłać zawiadomienie do Urzędu Skarbowego. Jedyną ścieżką, którą nie musiałam już pokonywać, była ta w kierunku Urzędu Statystycznego. Jak się potem okazało wolałabym już ją jednak wydeptać i dostać numer od ręki. Pani w urzędzie zapewniała mnie, że za kilka dni od złożenia wniosku otrzymam numer REGON a ZUS sam zaprosi mnie telefonicznie do złożenia dokumentu. Minął dzień, dwa, osiem, ale moja cierpliwość mogła wytrzymać jeszcze sporo, dlatego dopiero dziesiątego dnia ciszy ze strony wszelkich urzędów stwierdziłam, że mój wniosek musiał zapodziać się gdzieś w gąszczu innych papierów. Postanowiłam to sprawdzić.

W Urzędzie Statystycznym dowiedziałam się od pani tyle, że leży na jej biurku cała kupa wniosków i nie może się z nich wykopać, ale to nie znaczy, że są opóźnienia. Urząd Statystyczny ma bowiem siedem dni na wysłanie numeru REGON zainteresowanemu licząc od momentu dostarczenia wniosku z UM do Urzędu Statystycznego. Ale skąd ja mam wiedzieć, którego dnia wnioski zostały przeniesione i czy w ogóle już się tam znalazły? Jedenastego dnia dostałam list. Moja radość trwała tylko do momentu otwarcia koperty. W środku było zaproszenie do założenia rachunku dla firm w jednym z największych banków w Polsce. Był to pierwszy znak, że jednak mój wniosek nie zapodział się, ale w takim razie dlaczego z moich danych korzystają już banki, a nie instytucje, do których taki wniosek składałam?

Piętnastego dnia dostałam zaproszenie z ZUS do złożenia wniosku, a szesnastego nareszcie dowiedziałam się, jaki będzie numer REGON zakładanej przeze mnie działalności.

Mając tę wiedzę śmiało mogłam uderzać do kolejnego urzędu, jakim jest ZUS. Zaskoczył mnie brak kolejki. ZUS poprosił mnie w piśmie o złożenie jednego wniosku. Przyniosłam więc wypełnioną jedną sztukę. Moja wina, powinnam mieć dwie, żeby jeden zachować dla siebie. Pan z obsługi nie miał do dyspozycji ani kserokopiarki, ani czystych wniosków, więc musiałam pognać na korytarz do samego wyjścia (tam były czyste wnioski) i przepisać go jeszcze raz. Kiedy już go oddałam, pan powiedział, że powinnam wypełnić drugi wniosek, bo w międzyczasie zmieniły się moje dane, został mi nadany REGON.

Pomyślałam, że skoro numer jest już w systemie, to po co mam wypełniać następny wniosek. Zgodnie z zasadą: trzeba robić a nie myśleć pognałam na korytarz po dwa wnioski (jeden dla ZUS, drugi dla siebie). Na każdym wniosku wypełniałam po dwa razy: imię i nazwisko, data urodzenia, REGON, NIP, itd. Kiedy już się z tym uporałam Pan stwierdził, że trzeba będzie wypełnić jeszcze trzeci wniosek o wysokości składki, jaką będę przelewać na konto ZUS. Pomyślałam: po co taki wniosek, skoro w pierwszym wniosku deklarowałam, jaki rodzaj składki będę płacić? Znowu przypomniała mi się zasada: nie myśl, tylko rób i pognałam na korytarz by znowu wziąć dwa wnioski i znowu wpisać te same dane.

Tak kończy się moja historia zakładania działalności. Do Urzędu Skarbowego wysłałam tylko własnoręcznie sporządzoną deklarację dotyczącą formy opodatkowania i ewidencji. Podobno to wystarczy. Czy rzeczywiście, to się pewnie okaże.

– Jak powstał największy na świecie sklep internetowy

– Ruszamy po 18 tys. zł na założenie firmy

– Jak powstała potęga wyszukiwarki Google

– Na kim wzorował się Wykop.pl

– Zobądź kapitał na własny e-biznes

Natalia Kawecka

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.
Arowrocek 1 paź 2011 (13:14)

mustafa. prowadzenie firmy to jedno a bieganie po urzędach to dugie. jeśli założyłeś firmę po to żeby biegać po urzędach to strasznie mi cię żal ale trudno zdażają się i takie przypadki