Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

Nowe sposoby zdobycia pieniędzy na start-up

O nowych modelach finansowania start-upów, o problemach i przyszłości funduszy inwestycyjnych, braku dobrych e-marketingowców oraz o tym, dlaczego prawdziwa weryfikacja startup-ów nastąpi za siedem lat, rozmawiamy z Marcinem Szelągiem, partnerem w Innovation Nest. 

Na swoim wykładzie przedstawionym podczas Internet Beta 2014 wspominałeś o nowych modelach finansowania startup-ów. Czy mógłbyś pokrótce je scharakteryzować?

Tak, mówiłem o zmieniającym się podejściu do finansowania początkowego etapu rozwoju start-upu, czyli o etapie, gdy pojawia się pomysł i przedsiębiorca chce ruszyć z jego realizacją. Jeszcze kilka lat temu albo robił to sam, organicznie, albo kierował się do funduszy inwestycyjnych, ponieważ na start potrzebne były spore nakłady finansowe. Teraz to się zmienia, nie potrzebujemy już tak wysokich nakładów, by zacząć. I tutaj z pomocą nadchodzą nowe modele, które ułatwiają start – jak właśnie Kickstarter, AngelList, szereg akceleratorów oraz firmy, które zajmują się budowaniem innych firm – jak np. RocketInternet. Te modele razem z tradycyjnymi modelami Venture Capital czy projektami unijnymi i rządowymi sprawiają, że na rynku finansowania rośnie konkurencja. Jeżeli przedsiębiorcy potrzebne jest około 50 000 zł, to taki kapitał jest łatwo otrzymać. Na kolejnych etapach rozwoju jest już nieco trudniej.

Rozumiem, że nowe formy finansowania stanowią konkurencję dla tradycyjnych funduszy VC?

Powiem tak: w tym momencie zmienia się pozycjonowanie dawców kapitału. Tradycyjne fundusze VC przesuwają się nieco dalej w etapie finansowania. Prawdziwy biznes dla funduszu inwestycyjnego leży w inwestycjach na późniejszych etapach rozwoju start-upu, kiedy dochodzi do follow-on investment. Dopiero na tym etapie, po wstępnej weryfikacji przez rynek, firma potrzebuje znacznych środków, które inwestor jest w stanie zaoferować.

Czy według Ciebie ten trend stanie się normą? Czy start-upy w początkowej fazie będą coraz częściej korzystały z alternatywnych form finansowania, jak np. Kickstarter, a dopiero na dalszych fazach rozwoju będą kierowały się do inwestorów?

Myślę, że tak. Uważam, że coraz mniej profesjonalnych inwestorów będzie chciało inwestować w biznesy na początkowym etapie, w dużej mierze dlatego, że większość projektów upada. Z racji tego, że bariery wejścia firmy na rynek są tak obniżone, właściwie każdy jest w stanie zrealizować swoją ideę cyfrowego biznesu. To z jednej strony jest niebezpieczne, ponieważ dziesiątki tysięcy nowych firm zostaje zakładanych, a z drugiej strony to też szansa. Niemniej najlepiej, jeśli początkowy etap rozwoju biznesu jest finansowany w modelu rozproszonym, gdzie ewentualna strata nikogo nie zaboli. Inwestorzy zaczynają mocniej interesować się firmami, które są już ustrukturyzowane, zaczynają się rozwijać i wchodzić na kolejne rynki i wtedy uzasadnione jest, że takie firmy potrzebują wysokiego kapitału – potrzebują środków, ponieważ chcą się rozwijać szybko i stać się znaczącą firmą.

Jakie są według Ciebie plusy i minusy nowych form finansowania w porównaniu do tradycyjnych inwestorów?

Plusem nowych form jest to, że ta forma jest zdecydowanie szybsza – środki można zebrać w stosunkowo krótkim czasie. W przypadku funduszy z reguły jest tak, że jest to pewien proces – najpierw trzeba poznać tego przedsiębiorcę, nawiązać z nim relację, zobaczyć co robi, a to zajmuje czas. Druga sprawa jest taka, że nowe formy finansowania są swego rodzaju papierkiem lakmusowym popytu na dany produkt. Weźmy pod uwagę np. Kickstarter – proponujemy nowy produkt czy usługę i obserwujemy, czy ludzie tego chcą.

Z tego rodzi się zupełnie nowa forma testowania, czy dany produkt jest pożądany przez rynek i ma szansę się przyjąć. Tego z inwestorami nie dało się tak łatwo zrobić, tutaj proces wyglądał odwrotnie – inwestorzy dostarczali kapitał, biznes się budował i dopiero wtedy był weryfikowany przez rynek i następowała walidacja postawionych na początku tez. Rozproszony model finansowania jest też atrakcyjny dla inwestorów, jak np. tych zgromadzonych na AngelList – dla nich takie portale oferują możliwość testowania produktu czy usługi i zbadania popytu za stosunkowo niewielki wkład.

Z minusami takich modeli zmagają się raczej nie ich beneficjenci, a tradycyjni inwestorzy – oni muszą teraz wymyślić nowy sposób na siebie. W tym momencie trudno jest uzasadnić inwestowanie bardzo dużego funduszu na wczesnym etapie. Według mnie w najbliższym czasie nastąpią zmiany i na rynku będzie funkcjonowało coraz mniej tradycyjnych funduszy – one będą się agregowały w większe grupy i będą zarządzały większym kapitałem, który będzie uruchamiany na dalszych etapach rozwoju firmy.

Jak oceniasz start-upy, które się do Was zgłaszają, pod względem modeli biznesowych? Czy przedsiębiorcy od początku posiadają jasną wizję rozwoju, czy raczej brakuje im dojrzałości biznesowej?

Akurat my, Innovation Nest, jesteśmy dość specyficzni pod tym względem – stawiamy bardzo duże bariery wejścia dla przedsiębiorców. Interesują nas tylko firmy ukierunkowane globalnie, tylko software’owe. Dla siebie wycinamy tylko znikomy kawałek polskiego rynku i to co obserwujemy to fakt, że trochę zmienia się poziom wiedzy i doświadczenia osób, które do nas przychodzą. Mamy wokół siebie taką otoczkę na rynku, że u nas jest trudniej i wiele oczekujemy. To spowodowało, że zgłaszanych do nas projektów jest znacznie mniej, dlatego myślimy o wyjściu z inwestycjami poza Polskę. Patrząc jednak generalnie uważam, że nadal jesteśmy na etapie, na którym wiele ludzi chce testować – jeszcze kilka lat temu ta tendencja była napędzana programami unijnymi, teraz istnieje mnóstwo funduszy 3.1, które też muszą spożytkować swoje środki, a niebawem pojawią się nowe programy. 

Myślę, że przez kolejne 7 lat czeka nas proces edukowania rynku i budowania wiedzy i doświadczenia przedsiębiorców. Ciekawy okres czeka nas po tych 7 latach, kiedy nie będzie już gospodarki na sterydach, tylko trzeba będzie sobie samodzielnie radzić. Wówczas inwestor będzie oczekiwał, że wsparta przez niego firma już coś ma, klientów, stabilną pozycję i teraz szuka dofinansowania na rozwój, a nie na sam start.

W swojej prezentacji wspomniałeś, że jedną z głównych bolączek i problemów start-upów jest brak dobrych sprzedawców i marketingowców. Jak według Ciebie można młodych przedsiębiorców w tej kwestii wesprzeć?

Ten problem jest złożony. Nie mamy instytucji, które kształcą osoby z wiedzą o nowym świecie cyfrowym. Jeśli popatrzymy na jakiekolwiek studia z zakresu zarządzania czy marketingu – one nie nadążają, bo ten świat się zbyt szybko rozwija. I tutaj mamy problem – gdzie te osoby mają zdobyć to doświadczenie? Moim zdaniem zdobywają ją w praktyce, pracując, a to zajmuje czas. Musimy przejść przez kilka cykli, aby takie osoby stały się doświadczone i zaczęły uczyć młodszych wartościowej wiedzy z tego zakresu. Potrzebujemy czasu i myślę, że dobrym rozwiązaniem jest to, by zachęcać młodych ludzi do pracy w dużych firmach, które tę wiedzę rzeczywiście mają. W tym momencie to najlepsza edukacja.

Dziękuję za rozmowę

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.
debby 21 wrz 2016 (18:00)

http://tadwitkowicz.pl/2007/04/19/internet-standard-25-milionow-dolarow-do-wziecia/