MamBiznes.pl

Gdzie państwo złupić obywatela nie może, tam banki pośle

Pobieranie danych ...
2010-09-07 Marcin Dziadkowiak – Bankier.pl

Rosnąca dziura w budżecie państwa powoduje pojawianie się kolejnych pomysłów na łupienie obywateli, czyli podwyższanie podatków. Propozycji nie brakuje, bo i podatków w naszym kraju niemało. Jako portal zajmujący się finansami i gospodarką nie możemy nie włączyć się do tej dyskusji. Proponujemy całkowitą rewolucję systemu podatkowego – jego prywatyzację.

Łupić banki, czy łupić ludzi?

Inspiracją do naszego rewolucyjnego pomysłu stał się wywiad z Beatą Szydło, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, opublikowany przez Bankier.TV w piątek. Polityk PiS tłumaczy w nim zasadność wprowadzenia podatku od banków zamiast proponowanego przez rząd podwyższania podatku VAT. Beata Szydło przypomina w wywiadzie dla Bankier.TV słowa premiera Tuska, który na propozycję wprowadzenia podatku od banków zareagował słowami „Nie będę łupił banków”. Sama Szydło zadaje pytanie, zapewne retoryczne: „Czy będzie w takim razie łupił obywateli?”. W kontekście tej wypowiedzi nasuwa się od razu pytanie, czy bardziej sprawiedliwie jest łupić banki, czy ludzi?

Wyjściem do być może karkołomnego, ale chyba możliwego do realizacji pomysłu prywatyzacji ściągania obciążeń podatkowych jest założenie, że banki „łupią” ludzi znacznie skuteczniej niż państwo. O tym, że założenie to jest słuszne, przekonują choćby prawa ekonomii. Banki (przynajmniej te prywatne) są instytucjami rynkowymi, których celem jest osiąganie zysku. Administracja państwowa nie działa natomiast według reguł rynkowych (choć jej działania wydają się czasami znacznie bardziej okrutne), więc i skuteczność działania musi być gorsza niż banków.

Jak banki zarabiają na klientach

O skuteczności „łupienia” ludzi przez banki przekonują także różnorakie metody zarabiania stosowane na klientach. Są banki, które poprzestają na prostych opłatach za prowadzenie konta czy prowizjach za używanie karty płatniczej. Są jednak i takie, które wprowadzają dość wymyślne metody ściągania kasy ze swoich klientów. Pisze o tym często Maciej Samcik na swoim blogu oraz na łamach „Gazety Wyborczej”. Z dziwniejszych prowizji można przytoczyć: 200 zł za zaświadczenie dla fiskusa (Polbank), prowizję pobieraną od wpływów na rachunek (Bank Spółdzielczy w Słupcy), 20 zł prowizji za błędne podanie numeru rachunku beneficjenta IBAN do przelewu zagranicznego (Alior Bank) czy 60-procentowa prowizja pobierana od wpłat walutowych w bilonie (BZ WBK).

Udowodniliśmy już, że banki łupią ludzi skuteczniej. Dlaczego więc nie zastąpić fiskusa i nie przerzucić na banki ciężaru ściągania zobowiązań podatkowych? No, może nie dosłownie. Nie chodzi bowiem o to, aby banki zajmowały się tym, czym obecnie zajmuje się fiskus. Chodzi tylko o nałożenie na banki odpowiednio wysokich podatków – takich, które zapewniłyby wpływy budżetowe na poziomie umożliwiającym zlikwidowanie jednego lub kilku podatków. Do banków należałoby już samodzielne wymyślenie różnorakich prowizji i opłat, które pozwoliłyby zebrać od klientów pieniądze na zasilenie budżetu państwa.

Pewnym problemem może być to, że nie wszyscy Polacy korzystają z usług banków. Problem ten można jednak szybko rozwiązać, wprowadzając obowiązek posiadania konta bankowego przez każdego zatrudnianego w Polsce pracownika oraz każdego emeryta i rencistę pobierającego świadczenia z ZUS. Banki na pewno przyklasnęłyby takiemu rozwiązaniu.

Oszczędności na administracji

Jeśli pomysł z prywatyzacją podatków w sektorze bankowym powiódłby się, państwo mogłoby poszerzyć ten pilotażowy program także na inne branże i podatki. Przykładowo: zamiast płacić składki ubezpieczeniowe do ZUS, można by dodatkowo opodatkować fundusze emerytalne. Zamiast opłat skarbowych można by opodatkować dodatkowo prawników i notariuszy. Kolejne pomysły zależą już wyłącznie od wyobraźni czytelników i organów stanowiących prawo. Instytucji, które skutecznie łupią obywateli, przecież nie brakuje.

Realizacja powyższego pomysłu dałaby nie tylko korzyści w postaci lepszej ściągalności podatków, ale również oszczędności w administracji rządowej. Przede wszystkim udałoby się bez problemu wprowadzić planowaną przez rząd 10-procentową redukcję zatrudnienia. Przypuszczalnie redukcja zatrudnienia mogłaby być znacznie większa, a w związku z tym wzrosłyby oszczędności na wynagrodzeniach urzędników. W przyszłości niektóre urzędy mogłyby się przenieść do mniejszych siedzib, a dotychczas zajmowane nieruchomości mogłyby zostać sprzedane, dając budżetowi dodatkowe dochody.

Pomysł stary jak świat

Pomysł prywatyzacji podatków nie jest oczywiście nowy, być może już nawet starożytni Sumerowie go stosowali, choć dowodów na to jeszcze nie odkryto. Na pewno jednak podatki sprywatyzowano już w Republice Rzymskiej. Stanowiska poborców podatkowych sprzedawano wtedy na przetargach. Zwycięzcy przetargów musieli wtedy z góry zapłacić należny podatek, ale mogli go odzyskać ściągając go z podatników. Teraz nasze państwo mogłoby postępować w sposób analogiczny.

Podobnie karkołomny w swej wymowie przypadek prywatyzacji państwowych finansów można znaleźć już w XVIII wieku we Francji. Wtedy to Szkot John Law dostąpił zaszczytu przekształcenia swojego prywatnego banku w bank centralny Francji – Banque Royale, z zezwoleniem na emisję banknotów i kształtowanie polityki pieniężnej. Burzliwa historia tego szkockiego kryminalisty-ekonomisty kończy się tym, że ledwie uchodzi on z życiem przed żądnymi zemsty Francuzami, a francuska gospodarka musi przez wiele lat stawać na nogi.

Marcin Dziadkowiak
Bankier.pl

Na inne pomysły instytucji łupiących skutecznie obywateli, które można włączyć do sprywatyzowanego systemu podatkowego, czekam pod adresem: m.dziadkowiak@bankier.pl

Pobieranie danych ...