Natalia Kieszek: Swoją karierę zawodową rozpoczynała Pani w korporacji. Czym dokładnie się Pani zajmowała i skąd decyzja o rezygnacji?
dr Kamila Stachura: Okres zakończenia moich studiów i potem stażu lekarskiego przypadał na połowę lat dziewięćdziesiątych. Czas wielkich przemian i szans, ale też niezwykle trudnych warunków jeśli chodzi o dostęp do rozwoju i specjalizacji. O tym, że będę lekarzem wiedziałam od zawsze. O tym, że zrobię jedną z tzw. wąskich specjalizacji neurologię, okulistykę lub dermatologię zdecydowałam na studiach. Droga na każdą z nich była w tamtych czasach niezwykle trudna i wyboista, a kiedy wreszcie rozpoczęłam specjalizację z neurologii po kilku miesiącach okazało się, że jestem w ciąży.
Był to czas, kiedy o wspieraniu kobiet chcących rozwijać pasje naukowe łącząc ten wysiłek z macierzyństwem nikt jeszcze nie słyszał. W efekcie i ja zostałam zmuszona do rezygnacji ze specjalizacji. Kolejną szansę otrzymałam jakiś czas później już w innym szpitalu, kiedy przechodząca na emeryturę lekarka dermatolożka zechciała mi przekazać swoją wiedzę, doświadczenie i wspierać mnie w realizacji marzeń o specjalizacji tym razem już dermatologicznej. Zrobiłam ją w ciągu niecałych trzech lat i kiedy proces naukowy zakończyłam z wynikiem wyróżniającym wiedziałam, że chcę pracować jako dermatolog, ale równocześnie realizować plan drugiego stopnia specjalizacji.
Mój ówczesny pracodawca nie podzielał mojej pasji naukowej, a szczera rozmowa z dyrektorem szpitala zakończyła się smutną konkluzją, że pozostanie w tej pracy i próby robienia kolejnego stopnia specjalizacji są właściwie nie do pogodzenia. Początek lat dwutysięcznych to czas, kiedy korporacje farmaceutyczne poszukiwały do swoich struktur lekarzy specjalistów. Znalazłam ogłoszenie, wysłałam CV i już wkrótce dołączyłam do zespołu dużego koncernu farmaceutycznego. Pokonując kolejne szczeble w korporacji po pięciu latach pracy zaproponowano mi dalszy rozwój i wysokie stanowisko, ale już w warszawskiej centrali firmy. Miałam rodzinę, małe dziecko, mój mąż był wtedy już z powodzeniem realizującym się zawodowo ortopedą i … wybór dla mnie był oczywisty. Zostałam w Szczecinie. Postanowiłam wrócić do zawodu lekarza i do pracy w szpitalu.
Warto przeczytać: Stworzyła pierwszą organizację w Polsce wspierającą przedsiębiorczość kobiet. O Sukcesie Pisanym Szminką Olgi Kozierowskiej
Kiedy pojawił się pomysł na założenie własnej kliniki medycyny estetycznej i ile czasu zajęła jego realizacja?
Czas spędzony w korporacji dał mi wiele, jeśli chodzi o rozwój kompetencji biznesowych. Powrót do pracy w szpitalu i kontynuowanie II stopnia specjalizacji to był z jednej strony pasjonujący zawodowo czas, ale z drugiej strony okres trudny. Z ułożonego w procesy i procedury świata wielkiej, międzynarodowej firmy przeniosłam się w rzeczywistość nieporadności organizacyjnej i biznesowej jaka dominowała w polskich szpitalach na początku lat dwutysięcznych. To było dla mnie trudne do zaakceptowania.
Wiedziałam już, że można i nawet warto biznes medyczny prowadzić według zasad i koncepcji opartych na maksymalnej koncentracji na pacjencie, że można mieć wpływ na wybór technologii, preparatów, sposobu działania. I ja chciałam to realizować. Odkryłam, że chcę i będę potrafiła spełniać się jako lekarz dermatolog, ale także jako właściciel medycznego biznesu koncentrujący się na jakości usług i potrzebach pacjenta. Kilkadziesiąt kilometrów od Szczecina, tuż za granicą lekarze pracowali na preparatach i sprzęcie, które realnie wspierały pacjentów dermatologicznych np.; w leczeniu trądziku. Już wtedy korzystano tam z technologii laserowych, o których w Polsce nikt nawet nie myślał. Oprócz mnie.
Też tak chciałam pracować. Mieć dostęp do nowych rozwiązań i oferować je swoim pacjentom. Ten pomysł czekał na realizację kilka lat. Pracowałam w szpitalu, robiłam drugi stopień specjalizacji, jeździłam do klinik w Europie Zachodniej, aby uczyć się między innymi medycyny estetycznej. W tamtym czasie ampułka botoksu stanowiła prawie równowartość mojej szpitalnej pensji, a ja zaczynałam od indywidualnej praktyki lekarskiej w zakresie medycyny estetycznej bazując na solidnych fundamentach dermatologii, która do dzisiaj jest jednym z filarów mojej kliniki.
W czerwcu tego roku minie pięć lat od momentu założenia Kliniki dr Stachura i zatrudnienia pierwszych pracowników do mojego zespołu. Te osoby są ze mną do dzisiaj, a na przestrzeni kolejnych lat do zespołu dołączali nowe lekarze i eksperci.
Na rynku pojawiają się kliniki medycyny estetycznej zakładane przez osoby, które często odbywają jedynie kursy. Jak wygląda droga rozwoju lekarza medycyny estetycznej?
W medycynie na ma drogi na skróty. Procedur medycznych nie mogą wykonywać, osoby, które nie mają do tego odpowiedniego wykształcenia i doświadczenia. Czy są lekarze w szpitalach i przychodniach, którzy leczą ludzi jedynie „po kursach” – nie. Studiowanie medycyny to proces zakończony wieloetapowym sprawdzaniem wiedzy i umiejętności a także deklaracją lekarza; biorę odpowiedzialność za proces leczenia i wykonywane przeze mnie procedury. Dlaczego więc zabiegi z zakresu medycyny estetycznej wykonujemy u osób bez takiego przygotowania? To jest dla mnie niezrozumiałe.
Uważam, że bardzo dobrą podstawą do tego, aby zajmować się medycyną estetyczną jest dermatologia. To specjalizacja, która koncentruje się na skórze – naszym największym organie. Specjalizacja to w moim przypadku podstawa, a potem szkolenia, kursy i … stałe podnoszenie kompetencji poprzez udział w kongresach naukowych, śledzenie badań oraz selektywny wybór tego co oferują dystrybutorzy sprzętu i preparatów używanych w medycynie estetycznej. Technologie oparte na badaniach naukowych (które też trzeba umieć interpretować), wiedza lekarska, otwartość na ciągłe uczenie się, analizowanie dostępnych informacji i własnych doświadczeń – wszystko to stanowi elementy na drodze do ciągłego rozwoju lekarza medycyny estetycznej.
Dla mnie fundamentem jest specjalizacja dermatologiczna, która niewątpliwie pomaga mi w codziennej pracy, którą wykonuję także z zakresu medycyny estetycznej. Medycyna estetyczna nie jest specjalizacją. Lekarz każdej specjalizacji oraz osoby, które są lekarzami bez specjalizacji po przejściu dodatkowych kursów i szkoleń mogą wykonywać zabiegi medycyny estetycznej. Dzisiaj sama coraz częściej szkolę w tym zakresie lekarzy, dzielę się z nimi swoją wiedzą i zachęcam ich do ciągłego rozwoju i korzystania z badań.
Proszę powiedzieć, jaki kapitał jest potrzebny na otwarcie własnej kliniki?
W zależności od strategii biznesowej, obranego kierunku działania i świadczonych usług oraz przy założeniu, że biznes rozwijamy stopniowo, ale od początku oferujemy wysoką jakość i dostęp do sprawdzonych technologii oraz przykładamy wagę do doświadczeń pacjenta i wysokiej jakości miejsca, obsługi etc. – inwestycja rozpoczyna się od kilku milionów złotych.
Warto przeczytać: „Dzięki naszej aplikacji, można zaoszczędzić do kilkuset złotych wychodząc do restauracji czy korzystając z usług beauty” – Aneta Dowsey-Juszkiewicz, założycielka Laviro
Jak zdobyć zaufanie pierwszych klientów?
Należy na nie zapracować. Nie ma innej drogi. Zdobycie zaufania kojarzy się czasami z czymś szybkim, sprytnym, może trochę przypadkowym. Ja uważam, że zaufanie pacjenta jest największym wyróżnieniem i bezcenną nagrodą dla nas lekarzy, właścicieli klinik. Zarówno zaufanie tych pierwszych moich pacjentów jak i tych, którzy wyszli z mojego gabinetu dzisiaj, zdobywam pracą opartą na rzetelności, jakości i dzieleniu się tym co jest w dzisiejszym świecie postrzegane jako luksus – czasem i uwagą poświęconą w moim gabinecie tym osobom, które przychodzą do mnie po poradę, leczenie czy po to aby spełniać swoje pragnienia dotyczące wyglądu.
Przy tak ogromnej konkurencji to, że pacjent wybiera naszą klinikę jest wyróżnieniem i od tego momentu moją rolą i zadaniem całego zespołu jest utwierdzenie go w przekonaniu, że wybrał właściwie i lepiej nie mógł trafić. Bywam pytana gdzie tkwi tajemnica mojego sukcesu, bo „przecież wszyscy robią to samo”. Tak nie jest. Medycyna estetyczna, ta skuteczna i efektywna to dzisiaj połączenie różnych działań, tak zwane terapie łączone. Aby przygotować odpowiedni program dla danego pacjenta potrzebna jest kompilacja kompetencji lekarza, odpowiednich technologii i preparatów. Jakość. W tym względzie nie chodziłam i nie chodzę na kompromisy. Wiedzą to moi pracownicy i moi pacjenci. Do tego trzeba dodać cały szeroki aspekt customer experience – element, który ma znaczenie w każdym rodzaju usług również medycznych.
Zakładając własną klinikę, miała Pani wyznaczone cele, które udało się osiągnąć zdecydowanie szybciej. Czego Pani oczekiwała od swojego biznesu?
Zamieniam myślenie w działanie. Tak po prostu już mam. Dlatego jeśli na swojej drodze relacji lekarz – pacjent chciałam tworzyć miejsce, w którym to pacjent jest w centrum uwagi, jest absolutnie najważniejszą osobą, która przekracza próg kliniki, to z myślenia od tym szybko przeszłam do działania. Droga do happy endu nie ma mety – jest taki napis w paryskim metrze. Kolejne dobre rzeczy w biznesie są jeszcze przede mną, bardzo mocno w to wierzę.
Tak, zadania biznesowe, które wyznaczyłam sobie i innym uruchamiając działalność osiągnęliśmy szybciej, ale jesteśmy wciąż w drodze do realizacji celów, które przez ten czas też ewaluowały. Przez kilka lat zmieniła się i sytuacja w branży i oczekiwania pacjenta. To przyspieszyło rozwój naszej oferty, poszerzenie jej i uzupełnienie o to wszystko, co pozwala realizować moje codzienne i niezmienne oczekiwania od tego biznesu. Chciałam, aby był on bardzo ważną częścią mojego życia, dawał mi spełnienie w pracy, która jest moją pasją. Nigdy nie chciałam rozdzielać czasu na pracę i tzw. życie. Moja praca była i jest ważną jego częścią. Lubię to co robię.
Swoją klinikę prowadzi Pani w Szczecinie. Czy w przypadku medycyny estetycznej można prowadzić sieć klinik czy lepiej skupić się na jednym biznesie?
Znam bardzo dobrze prosperujące miejsca działające w ramach jednej jak i drugiej strategii. Formuła kliniki, którą prowadzę oparta jest na budowaniu jakości usług poprzez wysokie kompetencje lekarzy i kosmetologów oraz ścisłą współpracę zespołu. Rozwijam miejsce i rozwijam biznes, ale bardzo lubię trzymać rękę na pulsie kliniki i uczestniczyć w tym co dotyczy nie tylko moich kompetencji. Dlatego koncentruję się na rozwoju miejsca w Szczecinie.
Jakie jest podejście Polaków do medycyny estetycznej? Czy coraz bardziej otwieramy się na tego typu zabiegi?
Kilka lat temu duża część osób korzystających z medycyny estetycznej nie chciała na ten temat rozmawiać, dzielić się swoimi doświadczeniami. Pandemia była przełomem. Komunikatory, spotkania online i stałe oglądanie swojej twarzy w monitorze komputerowym. Porównania, oceny, ale też więcej czasu na refleksję, zdobywanie informacji czy wreszcie zmierzenie się z mitami na temat medycyny estetycznej. Dzisiaj temat profesjonalnych zabiegów z tego zakresu staje się coraz częściej zagadnieniem traktowanym jako przejaw dbania o siebie, o swoją skórę, dbania o dobre samopoczucie. Najnowsze trendy uwzględniają naszą potrzebę autentyczności z którą jest mi bardzo po drodze. Takiemu podejściu hołduję od początku swojej przygody z medycyną estetyczną. Zakładam, że każda pacjentka czy pacjent, który trafi do mojego gabinetu zostanie ze mną przez wiele, wiele lat i to moim zadaniem jest odpowiednio dobrać zabiegi i procedury, w których nie chodzi o jednorazowy efekt, tylko o dobrą kondycję skóry, dobry wygląd zawsze uwzględniający perspektywę kolejnych lat.
Do sukcesu nie ma żadnej windy, trzeba iść po schodach. To uniwersalne stwierdzenie dotyczy także medycyny estetycznej. Zawsze zachęcam moich pacjentów do porzucenia uproszczeń. Nie ma jednego zabiegu, jednej procedury dobrych dla wszystkich. W medycynie estetycznej nie ma bezkontekstowych rozwiązań. Kompleksowość i indywidualnie dobrane działania – lubię pracować z pacjentami, którzy w ten sposób patrzą na możliwości jakie daje współczesna medycyna. Dobry efekt to wynik wiedzy, doświadczenia, jakości w gabinecie lekarza. Tego powinni szukać pacjenci korzystający z medycyny estetycznej.
Komentarze
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy :)