Jakub Gromek w 2016 roku kupił zabytkowy browar w Szczytnie, choć wcześniej budował swoją karierę w Eurocashu. Trzy lata później uruchomił spółkę Mazurska Manufaktura Alkoholi, która wzbudziła zaufanie inwestorów.
Mazurska Manufaktura Alkoholi działa na rynku od 2019 roku. Trzy lata wcześniej rozpoczęła się restrukturyzacja zabytkowego browaru. Obecnie spółka oferuje produkty z rynku alkoholi mocnych, a w tym roku chce zacząć warzenie znanej marki piwa, jaką jest Jurand. Z Jakubem Gromkiem, prezesem Mazurskiej Manufaktury rozmawiamy o początkach trudnego biznesu, produkcji alkoholu oraz planach na przyszłość.
Natalia Kieszek: Swoją karierę zaczynał Pan w Eurocashu, jednak w 2016 roku zdecydował się Pan kupić zabytkowy browar w Szczytnie. Na ile to była spontaniczna decyzja, a na ile miał Pan gotowy biznesplan?
Jakub Gromek: Moja kariera w Eurocashu rozwijała się bardzo dynamicznie i dobrze odnajdywałem się w strukturach korporacyjnych. Jednak zakup browaru w Szczytnie, z perspektywy czasu, był skokiem na głęboką wodę, bez przygotowanego biznesplanu. Wiem, że nie odważyłbym się podjąć takiej decyzji już drugi raz. Choć śmiało mogę stwierdzić, że moja przygoda z branżą alkoholi nie była przypadkowa. Jeszcze w Eurocashu zajmowałem się tego typu produktami. Następnie na rynku pojawiła się oferta zakupu browaru w Szczytnie. Co prawda, była ona skierowana do takich gigantów jak właśnie Eurocash, ale ja zdecydowałem się spełnić swoje marzenie. Miałem swoje oszczędności, choć to była kropla w morzu kwoty, która była potrzebna na zakup. Dlatego mogłem liczyć na wsparcie rodziny.Nie podjąłby Pan drugi raz decyzji o zakupie browaru. A czy rodzina nie żałuje wsparcia, którego udzieliła na początku biznesu?
Teraz już nie, ponieważ spłaciliśmy wszystkie zaciągnięte kredyty na ten biznes. Był okres, w którym sam spłacałem kilkanaście kredytów, był to dla mnie bardzo ekstremalny czas. Mimo to wierzyłem w swój pomysł na restrukturyzację browaru. Chcę podkreślić też, że nie był to mój pierwszy biznes, jeszcze przed podjęciem pracy w Eurocashu próbowałem swoich sił samodzielnie. Sam browar znajduje się w Szczytnie, a na Mazurach urodził się zarówno mój dziadek, jak i ojciec. Dlatego też moja rodzina ma sentyment do tego regionu. Mimo wszystko, cieszę się, że to już za nami. Tuż po zamknięciu transakcji zakupu browaru mieliśmy trudny moment, ponieważ musieliśmy sfinansować kilka dodatkowych rzeczy, na co nie byliśmy przygotowani. Dlatego uważam, że drugi raz nie zdecydowałbym się na taki krok, choć teraz mam ogromną satysfakcję z tego jak daleko zaszła Mazurska Manufaktura Alkoholi.Jak wyglądały pierwsze lata restrukturyzacji zabytkowego browaru? W jakim stanie był wtedy zakład?
Miałem na pokładzie doświadczony zespół. Spora część pracowników była związana z browarem już od wielu lat, zmieniali się jedynie jego właściciele. Dlatego na starcie mieliśmy zapewnione kompetencje jeżeli chodzi o rozlew alkoholu, receptury czy destylaty. Ja dołożyłem do tego swój pomysł na dalszy rozwój biznesu, ponieważ koncepcja, którą zastałem polegała na produkcji taniej wódki i jej sprzedaż zagranicą. Moją ambicją była budowa rzemieślniczej koncepcji alkoholu prosto z Mazur, Krainy Tysiąca Jezior. Browar był już zabytkowy. Z mojej perspektywy kluczowe było posiadanie przez niego składu podatkowego. To oznacza, że miał on uregulowane kwestie z urzędem skarbowym, dzięki czemu mogliśmy przejść bez problemu do produkcji produktów akcyzowych. Jednak była dostępna jedna linia rozlewnicza bez ani jednej marki alkoholu, dlatego musieliśmy rozpocząć produkcję od zera.Browar w Szczytnie
Komentarze
Pan prezes postanowił zakończyć działalność fajerwerkiem. Przecież ten "artykuł" to ordynarna reklama alkoholu.