Przemysław Głośny, przed założeniem Useme w 2013 roku, prowadził własny klub muzyczny czy magazyn lifestylowy. Obydwa biznesy zakończyły się niepowodzeniem z różnych przyczyn. Dzięki tym lekcjom od ponad 10 lat rozwija platformę dla freelancerów.
Jeszcze dekadę temu pojęcie freelancingu wywoływało negatywne skojarzenia na rynku. Dlatego też platforma Useme zamiast słowa freelancer używała takich określeń jak specjalista czy wykonawca. Z biegiem lat freelancing zyskał na znaczeniu dzięki profesjonalizmowi. Z Przemysławem Głośnym, założycielem platformy Useme, rozmawiamy o lekcjach biznesowych, początkach freelancingu w Polsce oraz wyzwaniach jakie stoją przed jego firmą.
Natalia Kieszek: Przed założeniem Useme prowadziłeś klub muzyczny, później sprzedawałeś nawet autobusy. Jakie były Twoje pierwsze pomysły na biznes, w którym kierunku chciałeś się rozwijać?
Przemysław Głośny: Na początku nie miałem sprecyzowanych pomysłów na biznes. Lubiłem zapisywać swoje pomysły, które chcę realizować czy problemy, które chciałbym rozwiązać. Przed założeniem Useme, przygotowałem nawet wniosek o fundusze unijne na podobne narzędzie, do dzisiejszego Booksy.
Zarządzając klubem muzycznym, jednocześnie prowadziłem magazyn lifestylowy, gdzie próbowałem budować sieć reklamy behawioralnej. Dlatego przed Useme starałem się po prostu budować biznes, który był osadzony w internecie i jest związany z marketplacem czy e-commercem. Choć tak naprawdę uważam, że dopiero Useme miało największy sens biznesowy. Już wcześniej miałem okazję współpracować z freelancerami, więc miałem rozeznanie na rynku. I dlatego przez kilka lat pracowałem nad pomysłem Useme, zanim go zrealizowałem.
Wiemy, że niektóre z nich nie skończyły się powodzeniem. Jakie lekcje z tych biznesów wyciągnąłeś?
Mimo że zarówno klub muzyczny jak i magazyn lifestylowy okazały się na koniec niepowodzeniem, to nie oznacza, że od początku były one skazane na porażkę. Klub miał świetnie rozwinięty marketing, nawet Wprost wyróżnił nas jako jeden z najlepszych lokali muzycznych w Polsce. W tym przypadku o niepowodzeniu zadecydowały kwestie operacyjne. Natomiast magazyn lifestylowy „Relaz” początkowo wydawaliśmy w wersji papierowej, jednak szybko zorientowaliśmy się, że są to zbyt wysokie koszty. Dlatego przeszliśmy do internetu, a na naszych łamach debiutował nawet Jakub Żulczyk. Współpracowaliśmy z portalem o2, budowaliśmy content dla Samsunga, więc odnosiliśmy mniejsze lub większe sukcesy. Jednak nie wyczułem momentu, w którym powinienem pozyskać finansowanie na dalszy rozwój, dlatego to nie wyszło.
Swoje błędy analizowałem już po czasie, a nie w trakcie prowadzenia tych biznesów. Już na starcie stykałem się z podstawowymi problemami przedsiębiorców, jak płynność finansowa czy brak kapitału na rozwój. Nie dostrzegałem tego wcześniej, że w pewnym momencie próbowałem pozyskać finansowanie z każdej możliwej strony na swój biznes. Moje niepowodzenia dały mi lekcje, w jaki sposób nie prowadzić własnej firmy. Była to pierwsza podstawowa zasada.
Pojawiały się sytuacje, w której dominował mój hurraoptymizm, a tak naprawdę zabrakło odpowiedniej strategii do dalszego rozwoju. Jednak mimo upadku moich dwóch biznesów i tak wiedziałem, że założę kolejną firmę, ale już z innym podejściem. Nawet na jednej rozmowie kwalifikacyjnej powiedziałem prezesowi, że przychodzę do pracy maksymalnie na dwa lata, bo później planuję otworzyć swój biznes.
Jedną z lekcji, którą wyciągnąłem jest zapewnienie własnego bezpieczeństwa, jako osoby, która prowadzi biznes. Nie powinienem kierować kolejną firmą, nie mając chociażby zabezpieczenia finansowego. Dopiero po spełnieniu tego punktu, można zacząć myśleć o rozwoju swojego pomysłu. I w tym miejscu warto mieć na uwadze, że sukcesu nie osiąga się z dnia na dzień. Trzeba być przygotowanym, że budowa biznesu trwa kilka lat.
Useme wystartowało 10 lat temu. Jak wtedy tworzenie platformy wyglądało od strony technologicznej? Czy na początku działałeś sam?
Początkowo wiele rzeczy działo się przypadkiem, pomimo tego że wyciągnąłem wnioski z poprzednich biznesów. Miałem też dwa lata przerwy od marketingu internetowego i praktycznie musiałem się go uczyć od nowa. Technologia, na której powstał Useme tak naprawdę również powstała przypadkowo. Najpierw wybrałem zewnętrzną firmę, która miała postawić serwis na Javie. Jednak mój bliski kolega stwierdził, że to totalne nieporozumienie i polecił mi osobę, która była specjalistą od Pythona. Poznałem się z Michałem, który stał się bardzo ważną osobą dla rozwoju Useme. Zrezygnowałem z zewnętrznej firmy na rzecz budowy wewnętrznego działu IT.
Współpraca z Michałem w dużym stopniu zadecydowała o tym jak Useme wygląda dzisiaj. Najważniejsze było to, że nie przyjmował bezkrytycznie wszystkich moich pomysłów na serwis.
Useme to platforma pracy dla freelancerów i zleceniodawców. Jak wyglądał rynek freelancingu dekadę temu?
Trochę gorzej niż teraz, ale też nie ma takiej drastycznej różnicy. Pojęcie freelancera 10 lat temu było całkowicie obce na polskim rynku. Kojarzyło się z osobą, która nie dowozi projektów w terminie i poddajemy wątpliwości jakość jej pracy. W Useme przez pierwsze kilka lat celowo nie używaliśmy słowa freelancer, gdyż wywoływało ono negatywne skojarzenia. Mówiliśmy specjalista, profesjonalista czy wykonawca.
Obecnie freelancing kojarzy się z większym profesjonalizmem. Dzisiaj zostanie freelancerem jest świadomym wyborem, a dekadę temu był to często przymus ze względu na warunki na rynku pracy. Mimo takiej różnicy, nie wzrosła diametralnie liczba freelancerów na polskim rynku. Polska jest dopiero w początkowej fazie wzrostu w porównaniu do Europy Zachodniej oraz Stanów Zjednoczonych. Szacujemy, że w ciągu najbliższych lat rynek freelancingu zacznie rosnąć bardziej dynamicznie niż do tej pory.
Wydaliście raport „Freelancing w Polsce 2023”. Jakie kluczowe wnioski płyną z zebranych danych?
Raporty o freelancingu wydajemy już od 8 lat. W tym czasie zaobserwowaliśmy, że freelancing przestaje być domeną dużych miast, aczkolwiek wciąż mieszkańcy większych miejscowości dominują na tym rynku. Średnia wieku rośnie, bardzo często to osoby dojrzałe podejmują decyzję o zostaniu freelancerem, rezygnując na przykład z pracy korporacji.
Te zmiany to zasługa między innymi pandemii, ponieważ nauczyliśmy się, że pracę zdalną można wykonywać z każdego miejsca w Polsce. Specjaliści powoli przyzwyczajają się, że nie jest potrzebne spotkanie na żywo, aby ustalić szczegóły danego projektu. Wystarczy do tego spotkanie online.
Kolejna ważna kwestia, którą zaobserwowaliśmy to wzrost stawek freelancerów. Wynika to ze wzrostu profesjonalizmu na rynku, dzięki czemu rośnie wynagrodzenie za tego typu usługi. Freelancing staje się branżą, z której da się godnie żyć. Ponadto, coraz więcej polskich freelancerów pracuje dla zagranicznych klientów. Ta tendencja jest na razie powolna, choć spodziewamy się, że w najbliższym okresie odnotujemy dynamiczny wzrost w tym zakresie.
Niektórzy postrzegają w sztucznej inteligencji zagrożenie, jednak to jest szansa. Dużo się mówi, że odbierze ona pracę freelancerom i tak pewnie będzie w przypadku prostych prac. Jednak wysokiej klasy specjaliści nie mają się czego obawiać.
Źródło: Freelancing w Polsce 2023
Początkowo działaliście jedynie na polskim rynku. Kiedy zdecydowaliście się na ekspansję zagraniczną?
Od samego początku nasz projekt był przygotowywany, aby mógł działać na rynkach zagranicznych. Nawet składając projekt unijny musieliśmy uwzględnić, aby Useme było co najmniej otwarte na rynki europejskie. Co więcej, był okres w którym nasz serwis był dostępny w kilkunastu językach, a obecnie jest w dwóch. Jednak szybko zobaczyliśmy, że wyjście na rynki zagraniczne nie jest takie proste.
Mimo że konkretne rozwiązanie działa na polskim rynku, to nie oznacza, że ten sam model sprawdzi się zagranicą. W pierwszym okresie nie do końca potrafiliśmy zidentyfikować ten problem. Dlatego warto zwrócić na to uwagę przy budowaniu własnego biznesu. Od początku należy budować rozwiązanie z potencjałem globalnym, aby później nie projektować dwóch rozwiązań, które trzeba dopasować do każdego rynku oddzielnie.
Ilu obecnie użytkowników korzysta z Waszej platformy?
Na platformie mamy zarejestrowanych blisko 150 tys. freelancerów. Aktywnie korzystających z serwisu jest około 10% z nich. Nasza giełda zleceń jest bezpłatna i nie narzucamy rozliczania się za pośrednictwem naszej platformy. Miesięcznie rozliczamy około 10 tys. kontraktów.
Kto jest Waszą bezpośrednią konkurencją na rynku?
Jeszcze kilka lat temu właściwie nie było dla nas konkurencji. Podobne działania prowadziły firmy w Norwegii czy Łotwie i obserwowaliśmy ich biznesy. Pandemia przyspieszyła znacznie rozwój tego rynku i od tamtego czasu dostrzegamy naszą konkurencję. W ciągu ostatnich dwóch lat podobne firmy do Useme zaczęły się prężnie rozwijać w Polsce.
Naszą konkurencję traktujemy w sensie szerokim oraz wąskim. W tym drugim aspekcie jeszcze kilka lat temu nie było podobnych serwisów do naszego, teraz one funkcjonują. Wyróżniamy tutaj kilka sprawnych firm z Europy czy jednego „jednorożca” ze Stanów. Na polskim rynku również mamy bezpośrednią konkurencję i traktujemy to jako w pewnym sensie nobilitację dla naszego biznesu. Jednak niektórzy kopiują 1:1 nasz pomysł… Dlatego odpowiadając na oferty naszej konkurencji, zamierzamy wprowadzić nowy cennik naszych usług.
W sensie szerokim nasza konkurencja to nierejestrowane działalności gospodarcze, różnego rodzaju instytucje związane z co-workiem, akademickie inkubatory przedsiębiorczości. Jednak nigdy nie była to nasza bezpośrednia konkurencja.
Z roku na rok zwiększacie systematycznie przychody. Jak wyglądała kwestia finansowania firmy?
W ciągu 10 lat funkcjonowania firmy skorzystaliśmy z kilku możliwości pozyskania środków finansowych. Zaczęliśmy od dotacji unijnych, bez których Useme nie mogłoby wystartować. Następnie postawiłem na własne środki, które zdobywałem pracując jednocześnie w innym miejscu. W 2017 roku dołączyli do nas aniołowie biznesu, a później podjęliśmy próbę wyjścia do funduszy inwestycyjnych. Jednak świadomie zrezygnowaliśmy z tego kierunku.
W pewnym momencie chcieliśmy obrać drogę giełdową, dlatego zorganizowaliśmy kampanię crowdfundingową na platformie Crowdway. Chcieliśmy też dzięki temu zbudować świadomość na temat naszej marki. Crowdfunding szybko nam udowodnił, że debiut giełdowy nie będzie taki prosty i zawiesiliśmy na razie tę ścieżkę, o czym informujemy na bieżąco naszych akcjonariuszy. Będziemy szukać dodatkowego kapitału na rozwój od funduszy VC. Nawet tydzień temu zorganizowaliśmy spotkanie z inwestorami, aby zachować transparentność komunikacji. W pierwszej kolejności zamierzamy koncentrować się na wzroście przychodów i skalowaniu biznesu na inne rynki, a nie zysku, do czego zmusiłby nas debiut giełdowy.
Łącznie w ciągu 10 lat od założenia Useme, pozyskaliśmy 2,5 mln zł. W porównaniu do standardowej ścieżki rozwoju startupów wspieranych przez fundusze VC, nie były to duże środki na rozwój.
Również wspominaliście o umożliwieniu płatności na Waszej platformie kryptowalutami. Czy zamierzacie zrealizować to założenie?
Mimo że funkcjonujemy na rynku od 10 lat, to ciągle postrzegamy Useme jako startup. Jest to firma, która jeszcze nie ma w pełni ugruntowanej strategii wzrostu. Gdy komunikowaliśmy, że chcemy wprowadzić płatność kryptowalutami, zamierzaliśmy zrealizować ten cel. Nasz CTO (przyp. red. Chief Technology Officer) był bardzo zaangażowany w ten projekt, jednak niestety rok temu zmarł. Dlatego zrewidowaliśmy nasze plany, choć to nie oznacza, że całkowicie porzucamy ten plan. Będzie to ważna kwestia, gdy będziemy wychodzić na rynek Ameryki Południowej oraz Afryki.
Jakie kamienie milowe zaplanowaliście dla Useme na 2024 rok?
Tak naprawdę mamy tylko jeden cel na ten rok. W ciągu trzech lat odnotowaliśmy znaczny wzrost przychodów, jednak nie urośliśmy w takim tempie jaki zakładaliśmy. Dlatego chcemy wrócić na trajektorię wzrostu powyżej 100% rok do roku. Planujemy osiągnąć ten cel wchodząc na rynek globalny, zaczynając od Ameryki Południowej.
Komentarze
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy :)