Jego namioty pojawiają się w wielu serialach i filmach jak, chociażby w Wikingach czy też w Wiedźminie. Można zobaczyć je także w polskiej Dolinie Muminków. Jednak jego pomysł na biznes zrodził się w nietypowy sposób. – Jak to zwykle w życiu bywa, wszystko zaczęło się przez kobietę – mówi Michał Siedlecki, założyciel Tentorium.pl.
Bartłomiej Godziszewski: Skąd takie zainteresowanie namiotami i historią?
Michał Siedlecki: Fascynacja historią zaczęła się od gier strategicznych, ale nie tych komputerowych, lecz także planszowych. Później przyszła pora na Hobbita i cały świat fantasy, a stąd już całkiem blisko do Średniowiecza.
Zainteresowanie namiotami przyszło później, bardziej z potrzeby niż chęci…
Kiedy uszyłeś pierwszy namiot?
Jak to zwykle w życiu bywa, wszystko zaczęło się przez kobietę. Poznałem dziewczynę, dzięki której zainteresowałem się rekonstrukcją. Już wcześniej fascynowała mnie historia, a najbardziej średniowiecze, więc gdy nadarzyła się okazja bardzo chciałem pojechać na turniej rycerski na Zamku w Iłży. Niestety byłem wtedy jeszcze bardzo młody i nie stać mnie było na zakup namiotu. Miałem jednak to szczęście, że urodziłem się w mieście Zakładów Metalowych Łucznik (tj. Radom), w którym w każdym domu była maszyna do szycia. Postanowiłem zatem spróbować własnych sił i uszyć sam swój pierwszy namiot, oczywiście u mamy w kuchni. Namiot jednak w moich oczach nie był idealny, więc od razu po turnieju postanowiłem go sprzedać i uszyć drugi/następny. Ku mojemu zaskoczeniu klient był innego zdania i namiot bardzo mu się spodobał. Okazało się, że poczta pantoflowa (z której korzystam do dziś) jest najlepszą formą reklamy i wkrótce potem posypały się pierwsze zamówienia. Kolejne namioty były już bez zarzutu.
Kiedy przyszedł czas, że zrozumiałeś, że może to być sposób na życie?
To bardzo dobre pytanie i chyba każdy przedsiębiorca pamięta taki moment, kiedy zaczął myśleć o swojej firmie całkiem poważnie. U mnie taka myśl pojawiła się jeszcze na studiach, podczas bardzo trudnej sesji na Akademii Ekonomicznej, dziś Uniwersytecie Ekonomicznym.
Z braku czasu i siły roboczej do pracy stanąłem przed trudnym wyborem: studia czy firma? Oczywiście rozsądek podpowiadał mi, że wykształcenie jest ważniejsze, ale wybrałem pasję… i mówiąc szczerze nigdy tego nie żałowałem. Jakbym wtedy wybrał studia to pewnie teraz siedziałbym gdzieś w „korpo” w białej koszuli pod krawatem i klepał cyferki 😉
Zdecydowanie wolę jeździć do pracy pickup’em w bojówkach i butach trekingowych, a zamiast na lunch, jechać do lasu rozbić namiot.
Przeczytaj! Zrezygnowała ze studiów, by zająć się własnym biznesem
Jaki był pierwszy przełomowy moment w twoim biznesie?
Myślę, że pierwszym przełomowym momentem w moim biznesie był pomysł ręcznego szycia namiotów. Żadna firma w UE nie oferowała wtedy takich produktów, dzięki czemu od razu otrzymałem sporo zamówień z zagranicy. Szybko nauczyłem się, że lepiej ten sam produkt sprzedać w Euro niż za złotówki.
Dlaczego stawiasz na ręczne wykonanie?
Wszystkie namioty i meble wykonujemy na zamówienie. Bardzo trudno w pełni zautomatyzować proces produkcji, jeżeli każdego dnia robi się coś zupełnie innego.
Oczywiście inwestuję w maszyny i elektronarzędzia najlepszych marek kupując urządzenia dedykowane do naszych potrzeb. W ogóle do produkcji wielkich namiotów wszystko musimy mieć wielkie, np. linijkę o długość 6 m czy stół o powierzchni 90 m2.
Jak to się stało, że Twoje namioty pojawiły się w serialu Wikingowie?
To długa historia, ale postaram się maksymalnie ją streścić. Był 2012 r., właśnie przeniosłem firmę z Krakowa do Żyrardowa, i jak na razie zdążyłem zatrudnić dopiero pierwszego pracownika, i to do tego stolarza. Przyszło zamówienie z History Channel (HC) na kilka namiotów z bardzo krótkim terminem realizacji. Nie mając wyboru sam wskoczyłem na maszynę szwalniczą i od początku do końca uszyłem te namioty, pracując po 16 h dziennie wraz z sobotami i niedzielami.
Początkowo myślałem, że History Channel kręci krótki program dokumentalny o Wikingach. Później okazało się, że to wielka produkcja, gdzie jeden dzień zdjęciowy kosztuję 200 tys. EURO. Pracowało przy niej tysiące statystów — oczywiście głównie rekonstruktorów.
Dzięki poczcie pantoflowej udało mi się wziąć udział w produkcji serialu Wikingowie (Vikings). Co roku przychodziły kolejne zamówienia, bo HC kręciło kolejne sezony. W sumie zrobiliśmy dla nich około 40 namiotów.
Jednak to nie jedyny serial, w którym można zobaczyć Twoje namioty. W najnowszym serialu Netfliksa „Wiedźmin” również będzie można je zobaczyć. Jak to się stało, że udało Ci się nawiązać współpracę z producentami?
To też bardzo ciekawa historia. Kiedy usłyszałem, że Netflix kręci Wiedźmina oczy mi się zaświeciły i stwierdziłem, że może być to moje 5 minut. Zacząłem się zastanawiać, jak wkręcić się do Netfliksa?
I tu z pomocą przyszedł mi Tomasz Bagiński. Szukałem do niego kontaktu, najlepiej numeru telefonu, ale okazał się on nie do zdobycia. Później usłyszałem plotkę, która na szczęście okazała się prawdą. A mianowicie: Tomasz Bagiński sam prowadzi swój fanpage na FB, i również sam odpisuje na wiadomości. Zatem napisałem do niego, że chętnie za sponsoruję Wiedźmina namiotami. Na co Bagiński odpisał, że Netflix nie potrzebuje sponsoringu, ale namioty bardzo mu się spodobały i całej ekipie również. Później bardzo długo czekałem… oj grubo ponad pół roku. I jest! Przyszło! Zamówienie z ekstremalnie krótkim terminem realizacji. W piątek zaczęliśmy produkcję, a w poniedziałek musieliśmy wysłać namioty, żeby na następny piątek były już w Budapeszcie. To właśnie tam kręcona była większość zdjęć do Wiedźmina. Później jeszcze kilka razy przychodziły zamówienia z równie krótkimi terminami realizacji. Ale jak się chce pracować w branży filmowej to trzeba do tego przywyknąć.
Po Wiedźminie dostaliśmy duże zamówienie do serialu „Cursed”, również dla Netfliksa. Zdjęcia są już skończone, a premiera będzie pond koniec przyszłego roku.
Jednak nie tylko namioty wytwarzacie. W ofercie znaleźć można także średniowieczne meble. Skąd taki pomysł?
To proste. Każdy namiot ma oczywiście omasztowanie, a w przypadku namiotów historycznych są one zrobione w 100 proc. z drewna. Początkowo posiłkowałem się zewnętrznymi podwykonawcami, ale ciągle coś było nie tak. W końcu dojrzałem do założenia własnej stolarni i to był strzał w dziesiątkę. Namiot namiotowi nierówny. Czasami szyje się go dłużej tak jak np. Saxon, Soldier, Stożek lub Pawilion. Czasami omasztowanie to 90 proc. namiotu tak jak w przypadku Yurty.
Stąd właśnie pomysł, że wolne moce przerobowe stolarni można wykorzystać do produkcji mebli, i to najlepiej historycznych.
Jaki udział stanowi sprzedaż za granicę?
Około 90 proc. produkcji wysyłamy do krajów UE, a także do Szwajcarii, Norwegii, USA, Australii itp. W każdym kraju środowisko rekonstruktorów jest zupełnie inne. Podobnie jak w branży odzieżowej, panują tu krótko- lub długoterminowe mody. W związku z tym inne namioty sprzedają się we Francji, a zupełnie inne w Skandynawii.
Jakie masz plany na przyszłość?
W najbliższej przyszłości planuję budowę własnego warsztatu, zaprojektowanego specjalnie do produkcji namiotów. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale będzie tam bardzo dużo wymyślonych przez nas rozwiązań ułatwiających szycie.
Przeczytaj także na MamBiznes.pl