O Visual Thinking coraz częściej można usłyszeć w Polsce. To właśnie tajniki myślenia wizualnego w swoim biznesie postanowił wykorzystać Piotr Poznański. – Zleceń jest bardzo dużo. Zdarza się, że mam ich więcej niż dostępnego czasu – mówi założyciel firmy Illustrati Piotr Poznański.
Bartłomiej Godziszewski: Czy twoje notatki zawsze były lub są opatrzone różnymi grafikami?
Piotr Poznański: Raczej są opatrzone rysunkami niż grafikami. Notatkę wizualną trudno nazwać grafiką lub notatką z dodatkiem grafiki. Chodzi o to, aby nie mieszać, co jest czym i jasno odróżnić odręczną oraz analogową naturę myślenia wizualnego.
Warto zauważyć, że podczas zapisu graficznego i sketchnotowania, czyli tworzeniu notatek wizualnych, wszystko jest tworzone odręcznie, a co najważniejsze, dzieje się to na żywo. Zatem wizualia są nie tylko wynikiem procesu np. podejmowania decyzji, rozmowy z klientem itp., ale też go wspomagają.
[mb_newsletter_box]
Po drugie o ile wszyscy zwracają zwykle uwagę na rysunki, ikony i symbole, zwykle to rozmieszczenie przestrzenne informacji i zastosowanie różnych sposobów ich organizacji jest najważniejsze.
Już w czasie studiów i w szkole używałem w notatkach koloru, podkreśleń, strzałek i drobnych symboli, map myśli a stąd już jeden krok do Myślenia Wizualnego, bez którego teraz nie mógłbym się obejść.
Skąd w ogóle wziął się pomysł, by zająć się takim biznesem?
Będąc jeszcze małym dzieckiem, niezmiernie interesowało mnie to jak dużo wielkich idei i wynalazków, które mogło popchnąć ludzkość do przodu bywało zagubionych z braku komunikacji, możliwości jasnego przekazania myśli innym ludziom. To spowodowało, że zgłębiałem wiedzę o tym jak ludzie myślą, komunikują się i uczą. Dlatego też wybrałem studia psychologiczne.
Zainteresowanie myśleniem wizualnym wzięło się też z osobistej frustracji podczas prowadzenia bloga na temat produktywności i uczenia się (już go nie prowadzę). W miarę pisania kolejnych artykułów czułem się bardzo ograniczony liniowością słowa pisanego. Tematy, które poruszałem związane były z tak wielkimi ideami, że przy swoich umiejętnościach pisania nie byłem ich w stanie zamknąć w blokach tekstu płynących w jednym kierunku. Każde wielkie idee łączyły się z wieloma innymi. I to na raz. Zawracały, rozdzielały na mniejsze, łączyły się w większe.
Zacząłem więc poszukiwać czegoś lepiej reprezentującego na zewnątrz takiego wielokierunkowego myślenia. Jako że znałem już mapy myśli, ale jednak ich format to też tylko jeden układ. Moja uwaga skierowała się w kierunku infografik. Szybko jednak zobaczyłem, że nie dość, iż nauka grafiki komputerowej niemal od zera nie jest dobrym pomysłem, to czułem, że ograniczająca cyfrowa natura takiego formatu, też nie za bardzo pasuje do naturalnie i wolno płynącego języka wizualnego mózgu.
Przeczytaj! Polacy sprzedają naczynia z otrąb pszennych na cały świat. „Rozkładają się w 30 dni”
W tym momencie zadziałało także szczęście, bowiem podczas moich poszukiwań rozwiązania problemu z ograniczającą liniowością słów, trafiłem na hasło „visual thinking”. Okazało się, że jest cała ogromna dziedzina i branża, która zajmuje się takim odręcznym tworzeniem wizualizacji myśli i konwersacji ludzi zbierających się podczas konferencji i zebrań w pracy. W 2014 roku organizacja International Forum of Visual Practitioners organizowała konferencję w Berlinie, na której spotykają się specjaliści z tej dziedziny. Dzięki mojej aktywności wokół tematu dowiedziałem się też o tym, że jest odpowiedni program stypendialny (bilet na konferencję kosztuje do 2 tys. euro), na który zaaplikowałem. Wtedy napisałem najprawdopodobniej mój najbardziej żarliwy list motywacyjny, bo następnego dnia zostałem przyjęty.
Tam zawiązałem wiele znajomości i nabrałem pierwszych szlifów. To właśnie stanowiło dla mnie punkt zwrotny. Wtedy odkryłem, że jest cały świat myślenia wizualnego, który wspiera biznesy w sferze zarządzania wiedzą. U nas w Polsce jeszcze wtedy była to dziedzina nieznana, która na zachodzie istnieje na od końca lat 70.
Tak więc moje marzenie takiej zmiany świata, żeby ludzie mogli klarowniej komunikować swoje wielkie idee, żeby nie zostały stracone, nieznajomość wizualizacji od ręki wśród polskich firm z jednej a z drugiej strony, to jak bardzo im to jest potrzebne sprawiło, że zobaczyłem swoje IKIGAI i powiedziałem „tak! To jest to dzięki czemu wszyscy będziemy mogli klarowniej komunikować swoje wielkie idee i szybciej się rozwijać.”
Mówiłeś, że studiowałeś psychologię. Czy to pomogło Ci w realizacji tego biznesu?
Bardzo. Staram się, aby wszystko co robię było także zakorzenione w podstawach naukowych. Regularnie grzebię w badaniach i najnowszych doniesieniach jak działa ludzki mózg, jak przebiega myślenie i odbieranie obrazu, komunikacja itd. Nie lubię bowiem testować rozwiązań na klientach. Działam tak, żeby moi klienci mogli oczekiwać solidnych i sprawdzonych efektów, a to wg mnie jest możliwe tylko z solidnymi podstawami.
Przy jak wielu eventach już pracowałeś?
Uhhh, to ciężko zliczyć. Bywają eventy duże jak kilkudniowe konferencje, gdzie same przygotowania to są nawet tygodnie pracy jeszcze przed samą wizualizacją na żywo. Bywają też eventy kilkugodzinne, gdy jestem zapraszany, żeby pomóc wizualizować strategię firmy na następy rok, podsumować rok poprzedni, zapisać wizualnie burzę mózgów czy zwizualizować warsztaty. Tutaj muszę nadmienić, że to jest praca bardzo obciążająca pod niemal wszystkimi aspektami. Większość Wizualizatorów, żeby zachować zdrowie, ma pewien limit ilości, jakich się podejmuje. To z resztą wynika z pewnej filozofii, bo przecież po całym dniu czy dwóch ciężko na następny dzień być w pełni sprawnym. Dlatego ja, żeby skupić się na odpowiednich efektach, dla klienta mam limit 4 eventów w miesiącu.
Są też oczywiście okresy w roku bardzo intensywne jak październik — grudzień i takie, w których niemal nic się nie dzieje jak styczeń oraz wakacje. Tutaj oczywiście mocno jest to powiązane z branżą eventową.
Co jest najtrudniejsze w realizacji takich notatek?
Słuchanie. Tak, wbrew pozorom to nie o rysowanie chodzi. Rysunek to tylko zewnętrzny artefakt efektu pracy naszej i ludzi w pomieszczeniu. Najważniejszy jednak jest sam proces. Dalej jest myślenie (szczególnie syntetyczne), bo inaczej zawieszenie się na każdym możliwym szczególe, grozi nie tylko przeładowaniem wizualizatora, ale też potem odbiorcy. Tak więc umiejętności filtrowania ważnych od nieważnych informacji, to następna trudna umiejętność.
Rysowanie jest dopiero na końcu i aczkolwiek bywa ważne, bo trzeba umieć narysować pewne rzeczy zwięźle, to jest to do nauczenia relatywnie szybko.
No i na koniec, najtrudniejsze podczas samej pracy jest intensywność, bo wszystko, co wymieniłem wcześniej dzieje się cyklicznie w tym samym czasie na oczach wielu ludzi. Odporność nerwowa też się więc przydaje.
Tak więc nie jest to praca dla ludzi, którzy nie potrafią w tym znaleźć fanu i ekscytacji tym, że mogą dać ekspresji swojej kreatywności i pomagać przy tym innym. 🙂
Wspominałeś, że zanim zaczniesz tworzyć notatki, spędzasz wiele dni na przygotowanie się. Jak wygląda projektowanie takich notatek?
Przygotowuję się w różnym stopniu, wszystko zależy od formy współpracy z klientem. Czasem jest to bardzo ścisła współpraca w tworzeniu wydarzenia, warsztatu, spotkania a czasem znam tylko ogólną tematykę i tytuły wystąpień, albo ogólna pulę pytań, jakie mogą, ale nie muszą paść w dyskusji. Niezależnie od przygotowania wszystko zawsze może pójść zupełnie inaczej niż początkowo zakładano. Więc plan planem i trzeba się przygotować, ale także należy umieć improwizować, nie przywiązywać się do tego planu, nie wtłaczać na siłę słów ludzi do jakiegoś formatu, bo nam szkoda przygotowań.
W większości więc zapis graficzny i tak powstaje na żywo. W związku, z czym nie można tu mówić o „projektowaniu” notatki. Mogę mieć pewne pomysły, jak podejdę do niektórych kwestii, ale nie koniecznie z nich korzystam. Na tym właśnie polega moja rola — wizualizuję idee, ale od ręki.
Jednak zastanawia mnie jeszcze jedno. Bardzo często tematyka może być bardzo zróżnicowana. Czy jest konieczne posiadanie specjalistycznej wiedzy z zakresu, którego dotyczy event?
Zazwyczaj wystarczy tylko ogólna orientacja. Trzeba pamiętać, że z założenia naszą rolą nie jest zastąpić prezentację mówcy, czy wiedzę uczestników. Jaki byłby wtedy sens oprócz wydania pieniędzy na artystę? Naszą rolą jest wnieść coś dodatkowego. I zwykle to właśnie perspektywa zewnętrznego obserwatora pomaga w tym najlepiej. Zdarza mi się usłyszeć od klienta „nas też ciekawi jak ktoś z zewnątrz to widzi i co świeżego dzięki takiemu podejściu uda nam się odkryć”.
Nie znając dokładnie terminologii, będąc wolnym od specjalistycznego żargonu, mamy wolność do wejścia na wyższe poziomy myśli, na poziom idei tematu eventu, które w sposób niemal namacalny mogą wnieść wartość z wizualizacji takiej syntezy wiedzy.
Ile osób współpracuje z tobą przy tworzeniu notatek?
To zależy. Czasem pracuję w ramach większego zespołu i razem z innymi praktykami wizualnymi, facylitatorami itp., czasem wspomagam facylitatora, czasem tworzę zapis graficzny w tandemie z moją żoną, a czasem pracuję sam. Wszystko zależy od tego, jakie cele chce zrealizować klient i jaki charakter ma spotkanie, warsztat lub wydarzenie.
Mogę powiedzieć, że zaletą pracy tandemu graphic recorderów jest szczególnie widoczna podczas ważnych spotkań w firmach. Wtedy, w pędzie zebrania, łatwo o utratę z pamięci krytycznych ustaleń działań firmy na najbliższy czas czy też informacji z raportów działalności, co może wiązać się z dużym ryzykiem finansowym. Właśnie dlatego, że z tzw. śmierci przez Power Point, nie zapamiętał ważnych informacji i lub jego umysł (co naturalne) nie zrozumiał liniowo podawanej informacji.
Dlaczego właśnie warto tworzyć takie notatki wsparte różnymi rysunkami?
Proszę się zastanowić jak wygląda większość eventów jak konferencje i spotkania w firmie? Najczęściej są to gadające głowy, które przynoszą ze sobą tzw. śmierć przez Powerpointa. Oczywiście mogą też być prezentacje lepsze, takie nieprzeładowane tekstem. Jednak wszelkie badania pokazują, że i tak „odręczność” rysunków jest punktem granicznym między usypianiem uczestników a zaangażowaniem ich uwagi.
Oczywiście, że event można uświetnić nagraniem video tylko, że to niemal to samo, bo forma pozostaje niezmienna — to nadal liniowe podanie informacji. Gdy chcemy sobie coś przypomnieć, to jako uczestnik musimy całe takie nagranie prześledzić, żeby znaleźć tę informację, której szukamy.
I tu dochodzimy do następnej wartości zapisu graficznego — wsparcia pamięci. Zamiast/lub razem z nagraniem video gadających głów, można też event wesprzeć wizualnie dużym obrazem będącym syntezą całości, w którym zilustrowane najważniejsze punkty wcale się nie gubią. Łatwo takie podsumowanie ogarnąć uczestnikowi bez spędzania godzin nad nagraniem. Może on szybko odnaleźć konkretną informację. Także, chociażby dlatego, że organizator ma możliwość wysłania w swoich materiałach po konferencyjnych zdjęć całości i/lub poszczególnych elementów. Czy to w newsletterze czy broszurce drukowanej.
Nie mówiąc już o tym, że zdjęcia zapisów graficznych mogą świetnie wspierać następną edycję eventu poprzez jego promocję w social mediach.
Podczas przerw w czasie eventu, lub tuż po nim, nierzadko zdarza się też, że rysunki treści na ścianie stają się świetnym punktem do dyskusji na zasadzie „o patrz! To rzeczywiście jest ważną kwestią w naszym temacie. Co o tym sądzisz?” albo wykorzystywane są jako ścianki-tła do wywiadów z prelegentami.
Uczestnicy i prelegenci chętnie robią sobie selfie na tle tak wyrysowanej treści i wrzucają na social media. Bo trzeba pamiętać, że obecnie kwestia zaangażowania dotyczy też zaangażowania uwagi ludzi w social media. Łatwiej podzielić się treścią dyskusji, czy wystąpienia, gdy możesz zwyczajnie wyciągnąć telefon i zrobić jej zdjęcie. Gdy widzisz zdjęcie osoby z mikrofonem w internecie, widzisz właśnie osobę z mikrofonem, nie wiesz czy mówiła ciekawie, czy powiedziała coś, co mogłoby okazać się dla ciebie ważne. O wiele bardziej skutecznie (dla organizatora i uczestnika) będzie, gdy zamiast zdjęcia ściany tekstu zobaczysz zdjęcie ściany rysunków.
Zajmujesz się nie tylko tworzeniem notatek w trakcie eventów, ale również prowadzisz warsztaty. Kto najczęściej korzysta z twoich usług?
Niemal wszyscy, którzy muszą przekazywać duże ilości wiedzy. Więc z jednej strony są to wszyscy edukatorzy: trenerzy, nauczyciele, coache, a z drugiej pracownicy umysłowi, w naszych czasach zarządzający przecież ogromna ilością wiedzy. W firmach najczęściej wiec szkolę działy komunikacji, PR-u, szkoleń. Wszystkim jednak przyświeca ten sam cel — klarowniej i skuteczniej przekazywać informacje i wiedzę w atrakcyjnej dla umysłu formie.
Jakie masz dalsze plany na przyszłość?
Na razie kontynuuję rozpoczęte projekty jak nauka mojej społeczności w social media języka wizualnego, gdzie regularnie prowadzę transmisje na żywo oraz edukuję na inne sposoby. Ponadto zamierzam pogłębiać dalej współpracę z moimi wrocławskimi biznesami w regularnym wsparciu ich eventów.
W planach mam też powrót do napisania swojej książki. Co nie jest wcale takie łatwe jak weźmie się pod uwagę zapotrzebowanie na wizualizacje i jej naukę. No i zamierzam wrócić do sprowadzania ekspertów z zachodu i ich wiedzy na specjalnych dedykowanych wywiadach i kursach.
A oprócz tego? Trudno przewidzieć, co przyniesie przyszłość, bo czasami nagle przychodzi mi do głowy jakiś pomysł, realizuję go i okazuje się on strzałem w dziesiątkę. 🙂
Przeczytaj także na MamBiznes.pl
Komentarze
No tak, nauka obrazkami dla idiotów odkryta na nowo przez idiotę