Sprzedała pierwszy biznes, ale szybko założyła drugi. Pomysł zrodził się w czasie urlopu macierzyńskiego

Informacje o autorze

26 lutego 2020
Udostępnij:

Jej pomysł na biznes zrodził się w czasie urlopu macierzyńskiego. Po sprzedaży swojej pierwszej firmy postanowiła wrócić do biznesowej gry i tak powstał projekt, który łączy firmy cateringowe z klientami biznesowymi. Na realizację swojej idei zaryzykowała kilkaset tysięcy złotych własnych środków. Rozwój platformy oraz plany przekonały właśnie inwestorów do wyłożenia 2 mln zł na dalszą ekspansję. 

O sprzedaży pierwszego biznesu oraz ciągu do bycia na swoim, wahaniu czy wrócić do korporacji, rozmowach z inwestorem, planach ekspansji oraz jakości jedzenia jako głównym czynniku sukcesu w tej branży, opowiada Natalia Myszkowska, założycielka oraz CEO platformy Cateringoo.

Natalia Myszkowska, CEO Cateringoo

Grzegorz Marynowicz: Czym jest Cateringoo i jak narodziła się idea stworzenia tego projektu?

Natalia Myszkowska: Cateringoo to platforma, która łączy firmy cateringowe z klientami biznesowymi. Ułatwia pracę recepcjonistek, asystentek, specjalistów od marketingu czy HR, czyli osób, które na co dzień poszukują cateringu na spotkania w firmach.

[mb_newsletter_box]

Pomysł zakiełkował, kiedy byłam na urlopie macierzyńskim. Sprzedałam swoją firmę PR i zajęłam się wychowaniem synka, ale szybko poczułam, że pora wrócić do gry. Szukałam inspiracji w zagranicznych mediach i tak trafiłam na artykuły i raporty o tym, jak branża cateringu biznesowego może zmienić się dzięki cyfryzacji. To bardzo ciekawy rynek, więc chciałam zbudować dla niego kompleksowy, cyfrowy marketplace.

Zwróciłam uwagę na tę branżę również dlatego, że temat zamawiania cateringu biznesowego towarzyszył mi na różnych etapach życia zawodowego. Z własnego doświadczenia wiedziałam, jakie problemy można napotkać poszukując nowego dostawcy, porównując oferty i zajmując się logistyką całego przedsięwzięcia. Z wypiekami na twarzy szukałam rozwiązań tych problemów, by przekładać je na kolejne funkcje platformy. Dla osób z zewnątrz to może wydawać się błahostką, ale kiedy oprócz organizacji cateringu masz do zrobienia jeszcze sto innych rzeczy, to każde opóźnienie dostawy, dodatkowe pytania i telefony od wykonawcy wybijają cię z rytmu. Przeniesienie tego na prostą w użytkowaniu platformę online ratuje dzień niejednej asystentce.

Czy zanim postawiła Pani na start-up pracowała Pani na etacie? Jeśli tak to czy trudno było podjąć ryzyko własnej działalności?

Ścieżkę zawodową zaczynałam od pozycji recepcjonistki, potem byłam asystentką i PR managerem, a później miałam swoją agencję. Cateringoo to nie jest więc moją pierwszą firmą, bo żyłkę przedsiębiorcy mam we krwi. Po urodzeniu dziecka i sprzedaniu mojej pierwszej firmy wahałam się, czy dla wygody wrócić do korporacji. I na chwilę wróciłam, ale nie zagrzałam w niej miejsca na długo, bo czuję potrzebę budowania czegoś własnego, nawet jeśli przychodzi mi za to płacić większymi nerwami i nienormowanym czasem pracy. Prowadzenie własnego biznesu jest o wiele trudniejsze niż praca na etacie i wymaga ogromnej odpowiedzialności, ale ponownie zaryzykowałam i widząc jak Cateringoo się rozwija, nie żałuję tej decyzji.

Ile czasu minęło od pomysłu do debiutu projektu w internecie? Jakie trudności przez ten czas musiała Pani pokonać? Co generowało największe problemy?

O uruchomieniu Cateringoo zaczęłam myśleć w 2016 r., a pierwsza wersja platformy online ruszyła na początku 2018. Najtrudniejszy był moment, w którym zdałam sobie sprawę, jakiej skali firmę buduję, jak bardzo jest ona czasochłonna i że nie pociągnę jej sama. Zaczęłam więc rozglądać się za partnerami i tu znów zderzyłam się ze ścianą, bo znalezienie wspólnika, który zaangażuje się w mój projekt równie mocno co ja sama, graniczy z cudem. Postanowiłam więc pójść dość nieoczywistą ścieżką i połączyć moją firmę z konkurencyjnym startupem z portfolio Daftcode. W wyniku merge’u do Cateringoo został wcielony świetny zespół, który wcześniej pracował dla Daftcode, a ja zyskałam fantastycznego, odpowiedzialnego i znającego rynek COO, jakiego sama nie znalazłabym na rynku. To połączenie było jedną z trudniejszych decyzji, jakie podjęłam, tym bardziej że wielu moich doradców nie rozumiało, dlaczego oddaję część udziałów w swojej firmie osobom trzecim. Ale ja widziałam długofalowe korzyści. Jakie? Na przykład, że wchodząc do grupy Daftcode, poznam kilkunastu innych CEOs start-upów z różnych branż, którzy są kopalnią wiedzy o prowadzeniu firmy. To oni wspierają mnie w trudnych momentach i doradzali również przy rundzie inwestycyjnej.

Fot. Materiały prasowe

Sporym wyzwaniem operacyjnym było też przekonanie dostawców jedzenia do tego, że warto zdać się na nas jako pośrednika, który przyprowadzi im ważnych klientów i duże zamówienia. Cateringoo współpracuje głównie z małymi i średnimi przedsiębiorcami – to ich kuchnie łączymy z korporacjami. Stawiamy na MŚP, bo mają świetną jakość jedzenia, ale niestety też ograniczone zaufanie do takich platform jak nasza. Na początku było trudno im wytłumaczyć, że nie pobieramy opłat za obecność w naszej bazie, że zarabiamy tylko wtedy, kiedy oni zarabiają i że wspieramy ich sprzedażowo i marketingowo. Ale z czasem, widząc jak duże i intratne zamówienia obsługujemy, dostawcy dostrzegli wartość nasze platformy. Teraz nasza baza dostawców pęka w szwach i ciągle zgłaszają się kolejni.

Jak Cateringoo działa w praktyce? Załóżmy, że szukam firmy cateringowej na firmowy event. Co dalej mam zrobić?

Wystarczy wejść na naszą platformę online, która pozwala na szybkie porównanie ofert wielu dostawców i zamówienie cateringu przez internet. Skraca ten obowiązek do kilku minut, zapewnia jakość, bo dostawcy są weryfikowani, gwarantuje przejrzystość cen, które są takie same jak bezpośrednio u dostawcy i pozwala na pełną kontrolę procesu. Na platformie można też komunikować się z doradcą klienta i dopełnić wszelkich formalności, takich jak płatności czy fakturowanie.

Ile pieniędzy Pani zainwestowała w ten projekt do tej pory? Skąd finansowanie?

Pierwszy etap finansowałam sama. To kilkaset tysięcy złotych, które przeznaczyłam na pierwszy produkt technologiczny, pierwszych pracowników, trochę marketingu. W kolejny etapie, z dużo większym budżetem, wszedł Daftcode, który pomógł mi postawić drugą wersję produktu technologicznego, ale też dał do dyspozycji na rok duży zespół wspierający takie obszary jak finanse, marketing czy design. Niedawno zostaliśmy doinwestowani przez fundusz venture capital KnowledgeHub na kwotę 2 milionów złotych. Kolejne rundy przed nami.

Czy trudno jest budować masę krytyczną zarówno firm cateringowych jak i ich potencjalnych klientów? Jak do nich docieracie?

Tak jak wspominałam, na początku trudno było przekonać do Cateringoo dostawców, bo mieli ograniczone zaufanie do kolejnego pośrednika. Jednak z czasem to minęło i dziś nie nadążamy z weryfikacją tych, którzy sami się do nas zgłaszają. Od niedawna mamy do tego stworzone osobne stanowisko, bo to praca na pełen etat. Jeśli chodzi o klientów, to początkowo było to polecanie – ci, których pozyskaliśmy polecali nas dalej i tak budowaliśmy bazę. Dziś pozyskanie klienta to bardzo złożony proces, na który składają się różne działania zespołu sprzedaży i marketingu. Do klientów docieramy zarówno online, jak i offline. Z tak nowym produktem jak marketplace dla usług cateringu biznesowego trzeba próbować różnych dróg. My ciągle testujemy, co jest najbardziej opłacalne.

Fot. Cateringoo

Ile firm zajmujących się cateringiem jest w tej chwili na platformie? Ilu użytkowników odwiedza Was miesięcznie? W ilu miastach działacie?

Na naszej platformie jest około 50 firm. Bardziej niż na ilości, skupiamy się na jakości dostawców i ich ofercie, bo wszystko to, co serwują jest wizytówką nie tylko ich, ale i naszej firmy. Obsługujemy od kilkudziesięciu do kilkuset zleceń miesięcznie. Ogromnie nas cieszy, że wielu naszych użytkowników to stali klienci i to oni niejako wymusili na nas ekspansję na kolejne miasta. Obecnie działamy w Warszawie, a lada dzień ruszamy też z komunikacją we Wrocławiu i Krakowie.

Cateringoo zarabia na…? Jaki jest model biznesowy? Kiedy projekt będzie rentowny?

My pomagamy dostawcom zdobyć zlecenia od korporacji, a oni dzielą się z nami marżą. Pobieramy 20 procent od zamówienia, czyli mniej niż Uber, Pyszne albo Wolt. Za to nasze zamówienia są dużo większe, bo to nie 2–3 dania od jednej restauracji, a jednorazowo nawet kilkadziesiąt czy kilkaset takich dań. Chcemy, żeby projekt był rentowny jeszcze w tym roku.

Właśnie pozyskaliście 2 mln zł na rozwój. Jaki podmiot wyłożył te pieniądze i na co zostaną przeznaczone? Jakie macie plany na najbliższy czas?

2 miliony zł pozyskaliśmy od funduszu KnowledgeHub i wykorzystamy je na umocnienie naszej pozycji w Warszawie oraz na wyjście z naszą ofertą do kolejnych miast – Wrocławia i Krakowa – gdzie już rozbudowujemy zespoły sprzedażowe. Środki od inwestora przeznaczymy też na promocję i rozbudowę platformy. Polacy przyzwyczaili się już do zamawiania jedzenia online do domu czy pracy. Teraz chcemy im pokazać, że równie wygodny może być wybór i zakup cateringu na spotkania biznesowe. Wiemy, że gdy raz spróbują naszych usług, będą chcieli wrócić.

Czy rozmowy i negocjacje z inwestorem długo trwały?

Co zaskakujące, w sumie zajęło nam to nam tylko 4 tygodnie. Tyle minęło od podpisania term-sheetu do podpisania umowy inwestycyjnej. Zarówno w portfolio Daftcode, jak i KnowledgeHub wyznaczyliśmy nowy benchmark (śmiech). Ja byłam pewna, że Krzysztof Dębowski i jego fundusz to dobry wybór, tak samo było w drugą stronę tj. fundusz chciał w nas zainwestować. Więc nie kruszyliśmy kopii o nieistotne detale, tylko zamknęliśmy proces najsprawniej jak się dało. Jednak nie poszłoby nam tak szybko bez mojego COO i co-foundera, Karola Lasoty, który ze swoimi doświadczeniami pracy w PFR i funduszach VC świetnie przygotował spółkę do due diligence i przeprowadził nas przez cały proces.

Co jest najtrudniejsze w tym biznesie? Na co osoby myślące o podobnym projekcie muszą zwrócić szczególną uwagę?

Myślę, że najważniejsze w tym biznesie jest to, po co w ogóle powstał – czyli jedzenie. To ostatecznie jakość serwowanego cateringu przesądzi o tym, czy klient do nas wróci i ponownie wybierze dostawcę z portfolio Cateringoo. Ważna jest różnorodność menu, dlatego trzeba mocno skupić się na przygotowywaniu ofert – tak, żeby obejmowały niemal wszystkie rodzaje jedzenia – od przekąsek typu finger food po lunche i kolacje. Na naszej platformie można znaleźć dania z kuchni całego świata: angielskiej, śródziemnomorskiej czy meksykańskiej. Przykładamy też wagę do rozwiązań eko w samym serwowaniu jedzenia i do opcji wegetariańskich i wegańskich. Nasi klienci są bardzo wymagający, a my ich doskonale rozumiemy – w końcu jesteś tym, co jesz. W tygodniach poprzedzający tłusty czwartek nasz zespół przeczesał całą Warszawę w poszukiwaniu najlepszych wegańskich pączków w hurtowych ilościach. W tym biznesie nie można bać się żadnych wyzwań kulinarnych, ale trzeba też pamiętać o jakości obsługi klienta. Klient lubi być dopieszczony i dobrze obsłużony, czego w Polsce wciąż jeszcze się uczymy.

Przeczytaj także na MamBiznes.pl

Polecamy

Więcej w tym dziale: