Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

Startowała w biznesie z 500 zł w kieszeni

Własna firma to wolność wyboru i dysponowania czasem. Wszystko to za cenę ogromnej odpowiedzialności – za finanse, za ludzi, z którymi pracujemy, za wybory i decyzje. Jej jednak taka wolność odpowiada najbardziej.

Akcja „Z kobietą bezpieczniej na drodze”, fot. VCG

Agnieszka Maruda-Sperczak już jako dziecko obserwowała wujka, który wtedy był tzw. „prywaciarzem”. Pamięta, jak odwiedzała kuzynostwo, które miało klocki Lego. Mogła się nimi bawić podczas wizyt w ich domu, ale jej rodziców nie było stać na tak drogie zabawki. Wyrosła więc w przekonaniu, że od tego, co sami zrobimy, zależy to, ile mamy.

Idąc tym tokiem rozumowania, Agnieszka bardzo szybko zaczęła zarabiać własne pieniądze. Miała wtedy około 12 lat. – Zbierałam wiśnie i brzoskwinie w sadzie, asystowałam przy zegarze podczas zawodów judoków, udzielałam korepetycji, roznosiłam ulotki – opowiada. – Jeśli chciałam coś mieć, na przykład gitarę, modną bluzę lub wyjazd na wymianę zagraniczną do Francji, musiałam na to zarobić. W domu się nie przelewało, więc na tak zwane luksusy pieniądze zdobywałam sama.

Pracowałam, bo chciałam być aktywna

Agnieszka Maruda-Sperczak

W trakcie studiów Agnieszka wielokrotnie dorabiała jako pilot wycieczek lub wykonując różne zlecenia. Na ostatnim roku studiów pracowała już na etacie. – Na etatach byłam w sumie w czterech firmach, ta ostatnia była korporacją motoryzacyjną. I pewnie bym w niej długo pracowała, gdyby nie awans do działu, w którym współpraca z szefem nie układała się najlepiej. Postanowiłam więc, że zrezygnuję z pracy, gdyż szkoda było mojego zdrowia. I to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu – wspomina.

To było około dwóch lat po studiach. Przypomniała sobie wówczas, że podczas studiów utrzymywała się ze zleceń i pomyślała, że prowadzenie jednoosobowej firmy to takie utrzymywanie się ze zleceń, tyko na nieco większą skalę. Klamka więc zapadła, a Agnieszka postanowiła założyć własną firmę.

– Rodzicie, oczywiście w trosce o mnie, byli przeciwni. Znajomi ze studiów z Uniwersytetu Ekonomicznego, którzy potrafili pisać biznesplany i liczyć ryzyko, także mieli dystans do mojego pomysłu. Objawiało się stwierdzeniami typu: „ja bym się nie odważył”. Na szczęście wszystkie swoje decyzje życiowe podejmowałam w tamtym czasie sama, biorąc oczywiście za nie pełną odpowiedzialność – mówi.

Startowałam z 500 zł w kieszeni

Firma Vision Consulting Group powstała 1 września 2003 r. Wtedy Agnieszka pracowała jeszcze na etacie, ale już chciała mieć własną firmę. Przez rok wprawiała się w prowadzeniu działalności, zanim zrezygnowała ze stałej pracy.

Na początek miała 500 zł, domowy komputer stacjonarny, drukarkę atramentową i jeden pokój w biurze. – Wtedy to było możliwe. Myślę, że dzisiaj chyba też. Tylko sprzęt jest nieco lepszy i mniej kabli się plącze po podłodze – tłumaczy Agnieszka. W pierwszym roku działania firmy pracowała jeszcze na etacie, gdzie zarabiała całkiem dobre pieniądze. Początkowe inwestycje nie były więc wielkim problemem, ale też to, co miała, musiało wystarczyć na pierwsze miesiące działania. Nie wiedziała bowiem, kiedy wreszcie zarobi pieniądze „na swoim” i jakie to będą kwoty.

Na początek pomogły znajomości

Pierwsze zlecenia Agnieszki pochodziły od zaprzyjaźnionych firm i osób. Na większą skalę zaczęła działać na początku 2005 r., organizując eventy dla jednego z centrów handlowych w Poznaniu, a także prowadząc małe kampanie promocyjne. Rok później wraz z koleżanką uruchomiły Ogólnopolskie Konferencje Kobiet Przedsiębiorczych®, co okazało się strzałem w dziesiątkę.

Ogólnopolska Konferencja Kobiet Przedsiębiorczych® w Operze Wrocławskiej, fot. VCG

– Jeszcze dziś pamiętam, jak marzyłam, by konferencjom patronowała Grażyna Kulczyk, by to właśnie ona otworzyła cały cykl konferencji. I to się nam wtedy udało uzyskać. Byliśmy pierwszą firmą, która zainteresowała się grupą kobiet biznesu. Wcześniej nikt tego nie robił. Panie, które pojawiały się na naszych konferencjach, były zaskoczone, że jest ich tak dużo, że nie są same, a nas to napędzało do działania – wspomina Agnieszka.

Na początku działalności Agnieszka pracowała sama, potem pojawiały się kolejne osoby. Dzisiaj zespół składa się głównie z kobiet. Trzon stanowi 6 zgranych dziewczyn, a oprócz nich przy poszczególnych projektach pracuje około 20 osób. Na początku zyski pojawiły się pierwsze zyski, potem były straty, a potem kolejne zyski. Teraz firma rozwija się stabilnie i z uwagi na liczne projekty i kilka obszarów działania jest w trakcie przekształceń.

Każdy projekt to ryzyko

W działalności VCG najwięcej pieniędzy pochłania zawsze przygotowanie projektu oraz płacenie dostawcom i ludziom jeszcze zanim z firmą rozliczy się klient. Tutaj też znajduje się największe ryzyko firmy związane z utrzymaniem płynności. Wielomiesięczne opóźnienia w płatnościach od klienta mogą dać w kość.

– Kolejnym kłopotem są też bardzo wysokie koszty pracy. Gdy porównuję je z kosztami w innych krajach, jak Wielka Brytania, Irlandia czy USA, to ręce mi opadają. Dobrze, że chociaż mamy podatek liniowy – mówi Agnieszka.

Nie zraża się jednak i prowadzi coraz ambitniejsze projekty. – Bardzo dobrze pamiętam ubiegłoroczną pracę przy projekcie Global English Challenge dla firmy EF Education. Dzięki naszej pracy udało się sprawić, że do międzynarodowego konkursu wystartowało około 800 polskich nauczycieli języka angielskiego wraz z uczniami, podczas gdy w poprzednich latach było mniej niż  10 uczestników. To jest wynik, z którego cały zespół jest bardzo dumny. W skali globalnej wyprzedzała nas tylko Rosja – wspomina.

My budujemy wizerunek

Z usług firmy VCG korzystają osoby i firmy, którym zależy na zbudowaniu wiarygodnego wizerunku. Jedną z najczęstszych usług, jakie wykonuje VCG, jest tzw. ratowanie skóry. – Mamy klientów, którzy wiedzą, że jeśli gdzieś indziej nie uda się czegoś zrobić, to my to zrobimy i będzie dobrze. Ważną częścią naszych działań jest też komunikacja skierowana do kobiet, więc firmy, których grupę docelową stanowią w znacznej mierze kobiety, współpracują właśnie z nami – mówi Agnieszka.

Akcja „Z kobietą bezpieczniej na drodze”, fot. VCG

Zaznacza przy tym, że każdą swoją pracę muszą wykonać perfekcyjnie, ponieważ to klient rekomenduje ich dalej. – Mogę sobie być „panią prezes” w swojej firmie, ale jeśli pracuję na wizerunek klienta, a ten wchodzi na scenę, to ja odbieram od niego telefon, teczkę, podaję mu szklankę z wodą i w jednej chwili staję się jego asystentem. Tak działam ja i osoby, które zatrudniam. My, jako agencja, „gwiazdujemy” tylko przy własnych autorskich projektach. Kiedy pracujemy dla klienta, to on lub ona jest gwiazdą, a my stoimy w cieniu i go wspieramy. Albo ratujemy, jeśli jest taka potrzeba.

Nie ma konkurencji, jest współpraca

Jeżeli pod uwagę brać liczbę tego typu firm, to konkurencja jest bardzo duża. Zdaniem Agnieszki konkurencją na rynku przejmuje się tylko ten, kto ma przekonanie, że aby on miał więcej, ktoś musi mieć mniej. Ona natomiast wierzy, że zleceń wystarczy dla wszystkich, którzy się starają, dają z siebie 100% i naprawdę chcą. Natomiast jeśli ktoś myśli, że założenie własnej firmy to odcinanie od niej kuponów – to dość mocno się myli.

Ogólnopolska Konferencja Kobiet Przedsiębiorczych®, fot. VCG

– Mam przyjaciół, którzy prowadzą podobne firmy, ale współpracujemy ze sobą zamiast konkurować. Dzielimy się wiedzą, pomagamy sobie nawzajem. To bardzo procentuje. Wiem, na kim mogę polegać i wiem, co mogę zrobić – dodaje.

Prowadząc firmę, czuję, że żyję

Agnieszka skorzystała z programu fundacji Vital Voices: – Jestem absolwentką pierwszej polskiej edycji. Ostatnio zostałam także zaproszona do Sieci Przedsiębiorczych Kobiet, gdzie jestem jedną ze 100 pierwszych jej ambasadorek.

W najbliższym czasie Agnieszka chce rozwijać dział public relations i komunikacji do kobiet, powołać do życia kilka projektów, które leżą jeszcze w szufladach i być może wypłynąć na międzynarodowe wody. Ma wiele energii i pomysłów, gdyż prowadząc firmę, czuje, że żyje. Jest konkretna, dobrze wie, czego chce, potrafi negocjować,  a przy tym nie próbuje być „męska”. Stara się tak dobierać osoby do współpracy, żeby można było z nimi przysłowiowe konie kraść.

Na koniec dodaje: – Własna firma to wolność wyboru i wolność dysponowania czasem, ale za cenę ogromnej odpowiedzialności. Za finanse, za ludzi, z którymi pracujemy, za wybory i decyzje. Tak więc jeśli marzysz o wolności bez odpowiedzialności – nie zakładaj firmy. A jeśli chcesz decydować o tym, dokąd zmierzasz i potrafisz pogodzić się z nieustannym ryzykiem, to własna firma będzie czymś w sam raz dla ciebie. 

– 10 pomysłów na studencki biznes

– 10 pomysłów dowodzących, że Polak potrafi

Jeżeli jesteś kobietą przedsiębiorczą i prowadzisz własną firmę – napisz do nas! Zaprezentuj się w naszym cyklu i podziel się z czytelnikami swoim doświadczeniem.

Barbara Sielicka
Bankier.pl
[email protected]

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.
smoczysko 7 sty 2013 (17:29)

Bzdury totalne - bez znajomości można spędzić lata z jednoosobowej firemce. Te artykuły to zwykła REKLAMA !