Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

Ich pomysł to ręcznie robione słodycze

Podłoga w biało-czarną kratę, różowe i niebieskie ściany i regały z biało-czerwonymi daszkami. Do tego panie w rozkloszowanych spódnicach i w chustkach w grochy na głowie, a w tle puszczona piosenka Lollipop zespołu The Chordettes. Nie, to nie jest powrót w lata 50. To manufaktura słodyczy przy wrocławskim rynku.

Na jednej z ulic przylegających bezpośrednio do wrocławskiego rynku, wśród szarych budynków odkryłam sklep „Słodkie Czary Mary” prowadzony przez dwie siostry, nazywane Słodkimi Czarownicami. Wchodząc, mam wrażenie, że przeniosłam się w amerykańskie cudowne lata ‘50.

Już od progu wita mnie i innych gości Aneta Stenzel-Mazur, jedna z sióstr-właścicielek (drugą jest Magda Worska). Jest godzina 15.00 i zaraz zacznie się jeden z dwóch codziennych pokazów robienia słodyczy. Czekamy tylko, aż karmel osiągnie wymaganą temperaturę ponad 140 st. C.


Od lewej: Magda Worska i Aneta Stenzel-Mazur

W powietrzu unosi się dobrze znany nam zapach, jednak nie do końca możemy odgadnąć, co czujemy: może kawę, a może wanilię? Okazuje się, że dziś będą robione cukierki o smaku tiramisu. Aneta wraz ze swoją pomocnicą (każda ma na sobie po 3 pary rękawiczek) wylewa gorący karmel na blat umieszczony na środku sklepu, dodaje do niego barwniki i zaczyna się show: gniecenie, rozrywanie, modelowanie, podgrzewanie – wszystko po to, aby uformować słodycze.

W czasie pokazu podpytujemy Anetę, jak to się stało, że postanowiła wraz z siostrą założyć pierwszą na Dolnym Śląsku manufakturę karmelków i lizaków (w Polsce znajdują się jeszcze tylko dwie: w Krakowie i Gdańsku). Magda – z wykształcenia socjolog – zanim poszła na urlop macierzyński, była sekretarką. Z kolei Aneta skończyła filologię, a pracowała jako księgowa. Obie miały dość sztywnej, bezbarwnej pracy na etatach. Potrzebowały jednak impulsu, który popchnie je do zmian.

Tym impulsem okazały się przywiezione przez ich sąsiadkę, ręcznie robione cukierki z Gdańska. Siostry były nie tylko zadowolone ze smaku cukierków, ale także zachwycone opowieścią sąsiadki o procesie produkcji, jaki widziała. Dziewczyny od razu zaczęły wertować internet w poszukiwaniu artykułów i filmików instruktażowych.

I dopiero się zaczęło…

Przez trzy kolejne miesiące siostry w swoich domach próbowały wyrabiać słodycze. Spędzały w kuchni całe dnie, a pierwszymi degustatorami były ich dzieci i mężowie. Z tygodnia na tydzień udoskonalały swój przepis, aby dojść do perfekcji. – O tym, jaka była nasza determinacja w stworzeniu idealnej receptury na karmel, świadczyły rachunki za prąd, które wzrosły o 700 zł miesięcznie – opowiada Aneta.

Gdy receptura była gotowa i zdobyte zostały kontakty do dostawców barwników i aromatów, siostry zaczęły poszukiwania lokalu. Koszty wynajęcia lokalu w samym rynku przeraziły je i wiedziały już, że nie podołają finansowo. Na szczęście znalazły odpowiednie pomieszczenie tuż przy rynku. 

Przerywamy naszą rozmowę, aby spróbować zrobionych przed chwilką cukierków. Każdy pokaz jest bowiem połączony z degustacją. Cukierki są pyszne! A wracając do rozmowy, pytamy, skąd siostry wzięły pieniądze na założenie firmy. – Bardzo nie chciałyśmy brać kredytów, bo nie wiedziałyśmy, czy pomysł wypali i czy uda się nam spłacić dług. Wyciągnęłyśmy więc wszystkie swoje oszczędności, a o dodatkowe pieniądze poprosiliśmy rodzinę i przyjaciół – mówi Aneta.

Precz z urzędami!

Siostry znalazły lokal w czerwcu tego roku, a już trzy miesiące później świętowały otwarcie manufaktury. Jednak czas do otwarcia firmy był dla nich prawdziwym urzędniczym maratonem.  Dziewczyny nigdy wcześniej nie miały do czynienia z gastronomią i produkcją, dlatego każdy etap zakładania firmy robiły po omacku. Najbardziej przytłaczały je wymagane zezwolenia, zaświadczenia i atesty.

10078- Z procesem założenia firmy trafiłyśmy na okres wakacyjny: ciągle a to nie było odpowiedniego urzędnika do podpisania nam jakiegoś dokumenty, a to urzędnicy sami nie wiedzieli, jak nas pokierować. I to mityczne jedno okienko – kto je widział? Musiałyśmy osobiście odwiedzić wszystkie urzędy – opowiada moja bohaterka.

– Prawdziwym koszmarem okazały się także atesty i certyfikaty, których musiałyśmy zdobyć niezliczoną liczbę. Każda farba przez nas kupiona musiała spełniać odpowiednie wymagania. Mamy nawet atest na klej do podłóg. Wcale nie było prościej  przy oddawaniu lokalu: sanepid, straż pożarna itd. – dodaje Aneta.

Studenci i dzieci to główni klienci

Pokaz się skończył, a my siadamy na kolorowych poduchach umieszczonych na parapecie okna i kontynuujemy rozmowę. W tym momencie do sklepu wchodzi para studentów i z otwartymi ustami zaczyna oglądać kolorowe cukierki poukładane na regałach.

– Gdy zakładałyśmy naszą manufakturę, liczyłyśmy się z tym, że naszymi głównymi klientami będą dzieci i ich rodzice. Maluchy wpadają zazwyczaj do naszego sklepu z wielkim okrzykiem „Łaaaaał”. Jednak, jak widać, nie tylko na dzieciach robi wrażenie wystrój naszego lokalu i zrobione u nas łakocie – komentuje nasza gospodyni.

W weekendy sklep oblegany jest przez rodziców i ich maluchy. Spacerując po wrocławskim rynku, z chęcią zachodzą na pokaz. Z kolei w tygodniu wśród klientów przeważają studenci (obok manufaktury znajduje się Uniwersytet Wrocławski). Słodkie Czarownice organizują także pokazy dla szkół i przedszkoli, podczas których maluchy nie tylko obserwują, jak się tworzy słodycze, ale także same mogą je zrobić.

Do wyboru, do koloru

Obecnie w sklepie dostępnych jest 38 smaków cukierków i lizaków, zarówno owocowych, jak i deserowych. Oprócz standardowych malinowych, cytrynowych czy też waniliowych napotykamy na smaki bananowe, brandy, a nawet rabarbarowe. Część z nich wypisanych jest na sklepowej ścianie.

– Niedawno przyszły do nas dwie dziewczyny z listą smaków, jakie chciałyby widzieć w naszej manufakturze, między innymi kokosowe oraz zielonej herbaty. Jeżeli nas dostawca będzie dysponował takimi smakami, na pewno pojawią się one w naszej ofercie – opowiada Aneta.

Zobacz, jakie pomysły na biznes mają kobiety!

Przeczytaj inne artykuły z cyklu

W dodatku siostry są skłonne zrobić każdy kształt i zrealizować każde, nawet bardzo wymagające zamówienie. Jednym z nich był lizak w kształcie budowlańca, który miał łopatę, kask, kalosze i koniecznie kamizelkę. Dziewczyny robiły także m.in. wieżę Eiffla. – Indywidualnych zamówień mamy coraz więcej. Czasami są one tak kosmiczne, że zastanawiamy się, czy jesteśmy w stanie je wykonać – śmieje się Aneta.

Od ręki możemy kupić małe opakowanie cukierków (3-4 zł), dużego lizaka (8 zł) lub duże opakowanie cukierków w ładnym słoiczku (15 zł).

Choć teraz w ofercie dominują lizaki o różnych kształtach i smakach, mieszanki cukierków i słodycze z napisami okolicznościowymi, to właścicielki zapewniają, że przed świętami przygotują ofertę specjalną. Już teraz do dziewczyn trafiają zamówienia na kolorowe laski zawieszane na choinkę. Największy popyt jest na biało-czerwone, jednak dostępne będą w każdym kolorze. Dodatkowo siostry wprowadzą do swojej oferty jabłka w karmelu i bombki z karmelu.

Mnie pokaz słodyczy całkowicie przekonał do degustacji, a z manufaktury wyszłam z torebkami słodyczy w różnych smakach, które następnie zostały spałaszowane przez moich redakcyjnych łasuchów.

Znajdź Kobiecy pomysł na biznes na Facebook`u

Jeżeli jesteś kobietą przedsiębiorczą i prowadzisz własną firmę – napisz do nas! Zaprezentuj się w naszym cyklu i podziel się z czytelnikami swoim doświadczeniem.

Barbara Sielicka
Bankier.pl
[email protected]

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.
Anonim 22 lis 2011 (16:24)

Świetny pomysł. Mam nadzieję, że się im będzie kręcić i otworzą podobny lokal gdzieś w moich okolicach :)