Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

Polak milioner, który zaczynał w komunie

Swoją przygodę z biznesem zaczynał w schyłkowej fazie PRL. Pierwszym interesem była produkcja lejków do przelewania paliwa z kanistra do baku. Mistrz dekarstwa, który nazywany jest w branży królem blachy. Krzysztof Pruszyński zaczynał od zera bez kapitału, doświadczenia i kontaktów. Dziś zarządza spółkami w kilku krajach i sprzedaje produkty na całą Europę.

Pierwszą niszę w biznesie przedsiębiorca dostrzegł podczas tankowania samochodu. Ówczesne stacje benzynowe miały nie wiele wspólnego z dzisiejszymi. Najpierw paliwo należało przelać do kanistra a następnie napełnić bak auta. Tak zrodził się pomysł produkcji lejków, które trudną sztukę tankowania ułatwią. A ponieważ w komunizmie wszystko było trudniejsze to nawet biznes wymagał specjalnego błogosławieństwa władzy. Pozwolenie na prowadzenie firmy Krzysztof Pruszyński uzyskał w 1985 roku.

5 proc. dla władzy

W słusznie minionym ustroju rozpoczęcie działalności było mocno utrudnione – mówi Krzysztof Pruszyński. Państwo na każdym kroku piętnowało tzw. prywaciarzy i jedyną drogą był biznes pod przykrywką spółdzielni rzemieślniczej. Mechanizm był prosty. Przedsiębiorca współpracujący ze spółdzielnią otrzymywał od niej zlecenia na wytwarzany towar, ale musiał w zamian oddać 5 proc. przychodów. Najbardziej zyskiwała spółdzielnia, która bez żadnego wysiłku inkasowała gotówkę.

Nie było jednak innego wyjścia dlatego w ten sposób Krzysztof Pruszyński zaczął sprzedawać wyprodukowane lejki. Był wtedy jeszcze studentem Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego i godził naukę z pierwszym biznesem. Jak większość firm na początku lat 90. zaczynał niemal bez kapitału. Pierwszą maszynę – prostą prasę hydrauliczną skonstruował sam. – Dziś jest eksponatem w naszej siedzibie  i przypomina pionierskie wyczyny – śmieje się Pan Krzysztof.

Blachy zamiast lejków

Okres transformacji spowodował, że produkcja lejków stała się nieopłacalna. Rozwój tradycyjnych stacji benzynowych zmusił przedsiębiorcę do poszukania innego zajęcia. Początek lat 90. charakteryzował się tym, że brakowało wszystkiego. Państwowe molochy padały jeden po drugim a w prywatnym biznesie trwał karnawał. – Niezależnie od tego, co by się wybrało – produkcję mebli, przetwórstwo blachy czy wywóz śmieci – miało się sporą szansę na powodzenie – mówi Pan Krzysztof.

Biznesmen postanowił uruchomić produkcję pokryć dachowych. Szybko zdał egzamin czeladniczy, potem mistrzowski i w czerwcu 1990 roku ruszyła taśma produkcyjna firmy Blachy Pruszyński. Co prawda stanowiła ją jedna maszyna trapezowania blach skonstruowana przez Pana Krzysztofa, ale to na początek wystarczyło. 

Zagubione 2 mln zł

Przedsiębiorca jak dziś pamięta dzień kiedy pierwszy raz udał się do Huty im. Sendzimira po partię blachy. Samochodem marki ZiŁ o drugiej w nocy z sąsiadem i plikiem gotówki w kieszeni przyjechali do Krakowa po 8 ton materiału. – Gdy przyszedł moment rozliczenia położyłem gotówkę na stole, ale powiew wiatru rozrzucił pieniądze po hali. Miła Pani w kasie pozbierała banknoty, ale ku naszej rozpaczy jednego brakowało. Pieniądze mieliśmy wyliczone i każdy zaczął szukać zaskórniaków, by zapłacić brakującą kwotę. Na szczęście uzbieraliśmy tyle ile było potrzeba – wspomina z uśmiechem przedsiębiorca. Miesiąc później odbierając już 14 ton blachy ta sama Pani zwróciła nam odnaleziony banknot. Nigdy nie zapomnę jego nominału. To było 2 mln zł – dodaje. 

Właściciel przyjął strategię drobnych kroków i systematycznego zwiększania udziałów w rynku. – Większości naszych konkurentów, którzy chcieli błyskawicznie rozwinąć skrzydła już nie ma – zauważa przedsiębiorca. Pierwsza stabilizacja przyszła w 3 lata od startu biznesu. Kondycja finansowa była na tyle dobra, że do firmy zakupiono nowe samochody. – To był moment, w którym poczuliśmy wiatr w żagle – wyznaje przedsiębiorca. 

Dziś firma Blachy Pruszyński to lider w swojej branży, który ma swoje oddziały w wielu krajach Europy. Mimo dynamicznego rozwoju, setek pracowników i milionowych obrotów firma nadal pozostaje biznesem rodzinnym. 70 proc. udziałów przedsiębiorstwa nadal należy do  Krzysztofa Pruszyńskiego. Pozostałą część imperium biznesmen podzielił między dzieci. Pytany o to dlaczego założył firmę odpowiada:  mam takie powiedzenie, gdy będziesz robił jak wszyscy, będziesz miał jak wszyscy. Zdecydowałem się na własny biznes żeby mieć lepiej niż inni – mówi biznesmen. 

– Pierwszy milion zarobił na kościach do gry

– Milioner, który dorobił się na puzzlach

– Od handlu koszulkami do milionów

Grzegorz Marynowicz

Bankier.pl 

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.
vafanculo 24 lut 2013 (12:15)

Straszne, oddawal cale piec procent przychodow... A ile teraz nierzad zabiera w postaci ZUSu, podatkow oplat licencji itd