Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

O wolnym rynku i kryzysie kapitalizmu – wywiad z prezesem Instytutu Misesa

2010-07-19 Piotr Lonczak – Bankier.pl

W opinii austriackich ekonomistów odpowiedzialność za obecne załamanie ponosi państwo oraz bankowość centralna. Prezes Instytutu Misesa Witold Falkowski wyjaśnia, skąd biorą się kryzysy gospodarcze oraz wskazuje, jak można uniknąć powrotów dekoniunktury.

Kim był Ludwig von Mises?

Mises był wybitnym prakseologiem i ekonomistą. Prawdziwym ekonomistą stał się – jak wspomina – po przeczytaniu „Zasad ekonomii” Carla Mengera, założyciela austriackiej szkoły ekonomii. Mises był wysoko ceniony i szanowany jako naukowiec w latach dwudziestych i trzydziestych. Zapomniano o nim i o szkole austriackiej, kiedy nastała moda na Keynesa. Jörg Guido Hülsmann, autor wydanej niedawno monumentalnej biografii Misesa, dał jej tytuł „Mises: The Last Knight of Liberalism„(Mises – ostatni rycerz liberalizmu). Rzeczywiście, Mises był konsekwentnym i niezłomnym obrońcą prawdy, a za prawdę uważał liberalizm gospodarczy, mało popularny w kręgach akademickich w USA, gdzie spędził ponad 30 lat, i wciąż niepopularny w zetatyzowanej Europie. Dzięki jego konsekwencji i aktywności intelektualnej szkoła austriacka przetrwała, a ostatnio wręcz przeżywa rozkwit.

Mises był też rycerzem w bardziej dosłownym znaczeniu. Zimą 1918-1919, kiedy marksiści uzyskali wpływy w rządzie austriackim, osobiście przekonywał marksistowskiego przywódcę Otto Bauera i jego żonę Helenę Gumplowicz, żeby poniechali planów sojuszu z Moskwą i wprowadzenia systemu bolszewickiego w Wiedniu. Można więc powiedzieć, że wygrał ważną bitwę w obronie cywilizacji.

Co decyduje o wyjątkowości austriackiej ekonomii?

Jej normalność. Żyjemy w nienormalnych czasach, w których zło nazywa się często dobrem, kradzież sprawiedliwością, oszczędności dławieniem popytu, dobro określonych grup interesu dobrem publicznym. Szkoła austriacka z uporem utrzymuje, że nie ma podstaw do zabierania ludziom ich pieniędzy w imię jakiegoś dobra publicznego, nie ma inwestycji bez oszczędności i akumulacji kapitału, a rynek może dostarczyć niemal wszystkich towarów i usług, których potrzebują konsumenci.

W wymiarze naukowym o specyfice szkoły decydują: jej indywidualizm metodologiczny (badamy poszczególne zjawiska, a nie ich agregaty, średnie statystyczne itp.), subiektywizm (nie istnieją obiektywne wartości ekonomiczne, cena zależy od podaży i popytu oraz preferencji sprzedającego i kupującego), realizm (działają jednostki, a nie kolektywy, celem działania jest poprawa sytuacji działającego). Ekonomia austriacka jest mocno osadzona w prakseologii, czyli filozoficznej nauce o skuteczności działania. Wskazuje na określone prawa, które kierują działaniami człowieka, i przestrzega przed konsekwencjami pogwałcenia tych praw. Za takie pogwałcenie uznaje np. dyktowanie ludziom, co jest dla nich dobre, narzucanie całym społeczeństwom określonych przepisów i przymusów ekonomicznych (cen maksymalnych, płac minimalnych, ceł, państwowych ubezpieczeń, dotowania wybranych sfer gospodarki, pieniądza fiducjarnego i wielu innych).

W odróżnieniu od tradycji brytyjskiej i całego dzisiejszego mainstreamu, w nurcie austriackim nie ma właściwie podziału na makroekonomię i mikroekonomię. Prawa ekonomii są powszechne, a aktywność wszystkich uczestników rynku sprowadza się ostatecznie do działań jednostek. Rozważania dotyczące agregatów, modeli, kształtowania gospodarki narodowej i światowej to teren spekulacji, na który Austriacy nie zapuszczają się.

Jeszcze jedna cecha wyróżniająca ekonomię austriacką spośród innych nurtów tej nauki. Austriacy uważają, że ekonomia jest sferą wiedzy, którą każdy może i powinien opanować, bo każdego dotyczy. Uprawianie ekonomii jako wiedzy tajemnej z pogranicza inżynierii społecznej i kreatywnej księgowości jest według nas ślepą uliczką, a raczej uliczką, która prowadzi do coraz poważniejszych kryzysów i manipulacji na wielką skalę. Ekonomii powinno się uczyć od przedszkola.

Czy dorobek Austriaków jest dziś aktualny?

Jest tak aktualny, jak prawo grawitacji. Austriacy nie głoszą niczego rewelacyjnego, nawołują raczej do opamiętania i nieprzeciwstawiania się ludzkiej naturze, czyli siłom analogicznym do siły ciążenia, której podlegają wszystkie obiekty ożywione i nieożywione. Przypominają, że człowiek nie jest mózgiem elektronowym, lecz istotą o specyficznych ograniczeniach ewolucyjnych. W umyśle człowieka zgromadzona jest zarówno wiedza dyskursywna, którą można wykorzystać do tworzenia precyzyjnych planów, jak i wiedza praktyczna (Hayek nazywa ją z grecka za Jamesem Scottem „metis”), zakodowana raczej w podświadomości i ciele, przekazywana w kulturze i obyczaju, rozproszona w społeczeństwie. Jeśli całą wiedzę człowieka sprowadzi się do warstwy dyskursywnej, nie tylko pozbawimy się znacznych jej zasobów, lecz także dopuścimy się niebezpiecznego nadużycia, które Hayek nazwał zgubną pychą rozumu.

Szczególnie aktualna w czasach pełgającego kryzysu jest austriacka teoria pieniądza i cyklu koniunkturalnego. Austriacy niezmiennie głoszą, że pieniądz fiducjarny, tworzony „ex nihilo” papierowy pieniądz kredytowy musi destabilizować gospodarkę, gdyż daje człowiekowi władzę, jaką nikt nie powinien dysponować, pokusę, której żadna władza się nie oprze.

Powszechnie panuje opinia, że cykliczność jest immanentną cechą gospodarki kapitalistycznej. Czy jest to prawda?

Cykliczność jest immanentną cechą kosmosu. Są pory roku, dzień i noc, wszystko krąży i wraca. W tym sensie na cykliczność nie ma rady, żaden system jej nie wyeliminuje. Jednak okresowe wahania koniunktury mogą być łagodne i niezauważalne, tak jak łagodne są zmiany pór roku, zmierzch czy brzask. I takie wahania dominowały przez tysiąclecia. Wyjątkami były kataklizmy, klęski żywiołowe, pomory, epidemie, a także zaburzenia w podaży pieniądza, zwykle związane z działaniami ówczesnych władców (do tej ostatniej kategorii należy np. słynna tulipomania w Holandii w XVII wieku).

Kapitalizm jest obwiniany dlatego, że władza centralna przejęła monopol na tworzenie pieniądza. Bank centralny decyduje o podaży pieniądza, co zwykle kończy się jego nadmierną podażą. Pojawia się boom: przedsiębiorcy korzystają z tanich kredytów, produkują rzeczy, których nikt nie potrzebuje, rośnie inflacja, spada siła nabywcza, pojawia się załamanie. Wtedy ponownie wkracza bank centralny, żeby jeszcze dorzucić pieniędzy i „stymulować” gospodarkę. To przedłuża bieżący kryzys i właściwie zapoczątkowuje kolejny.

W takim razie, jakie są prawdziwe źródła kryzysów gospodarczych?

Gwałtowne kryzysy gospodarcze, niezwiązane ze zjawiskami zewnętrznymi, takimi jak powodzie i trzęsienia ziemi, zaczęły się w XX wieku, kiedy system bankowy stopniowo zwalniano z przestrzegania reguł obowiązujących w innych działach gospodarki. To na początku XX wieku drastycznie zmniejszono rezerwy obowiązkowe i zniesiono standard złota, co pozwoliło tworzyć pieniądz w dowolnych ilościach. Właśnie ta dowolność jest, zdaniem Austriaków, przyczyną boomów i załamań. Zbyt łatwy pieniądz daje mylący sygnał, który przedsiębiorcy interpretują jako wzrost popytu. Pojawia się tzw. nadprodukcja, rynek zalewają towary, których ludzie nie potrzebują, co kończy się zamykaniem fabryk, upadłościami banków, bezrobociem, niepewnością. Szkoła austriacka jako jedyna szkoła ekonomiczna wyjaśnia przyczyny i istotę kryzysów. W ujęciu innych nurtów ekonomicznych kryzysy są dopustem bożym lub wynikiem nagłej epidemii ludzkiej chciwości bądź głupoty.

Niektórzy ekonomiści twierdzą, że standard złota jest anachroniczny. Co na to Austriacy?

Być może anachroniczne jest spożywanie trzech posiłków dziennie, noszenie butów albo oddychanie. Japończycy skonstruowali już roboty, które do złudzenia przypominają człowieka, nie muszą jeść, oddychać ani kupować butów, są na wskroś nowoczesne. Podobnie nowoczesnym wynalazkiem jest pieniądz papierowy. Gdyby człowiek był robotem, taki pieniądz świetnie by się sprawdzał, bo roboty posługiwałyby się nim w zaprogramowany sposób. Człowiek nie jest jednak robotem, dąży do władzy i bogactwa, ulegając pokusom, łamiąc przykazania boże i reguły współżycia. Jedyną przeszkodą dla tych niezdrowych zapędów jest uniezależnienie podaży pieniądza od grup nacisku i koterii politycznych, pozostawienie rynkowi decyzji, jaką postać przyjmie pieniądz. Złoto świetnie się sprawdziło w tej roli, ale być może stałoby się anachronizmem wkrótce po uwolnieniu rynku pieniądza, czyli po dopuszczeniu produkcji prywatnego pieniądza. Wtedy jednak pieniądz papierowy okazałby się szybko jeszcze bardziej anachroniczny niż złoto. Nakaz używania prawnego środka płatniczego wyklucza jakąkolwiek innowacyjność w tej sferze.

Austriacy nie upierają się przy standardzie złota, lecz przy pieniądzu dostarczanym przez rynek. Co ciekawe, standard złota i powrót do stuprocentowych rezerw bankowych gwarantowałyby to, co ekolodzy nazywają „zrównoważonym rozwojem”. Niestety, ekolodzy kończą swoją refleksję na konstatacji, że należy wprowadzić nowe przepisy, zakazy, limity emisji gazów i ochronę żółwi lub żab, zamiast sięgnąć do istoty problemu.

Czy można uniknąć powrotu załamania?

Można. Wystarczy nie „nakręcać” koniunktury, a jeśli już się ją „nakręciło”, zrezygnować z jej sztucznego podtrzymywania. Najlepiej w ogóle zrezygnować z centralnego zarządzania gospodarką, które teraz jest nagminne, mimo że pokutuje przekonanie, jakoby na całym świecie panował wolny rynek. Państwowe regulacje i centralne plany są potrzebne ministrom gospodarki i komisarzom w Brukseli. Gospodarce i przedsiębiorcom nie są potrzebne, a wręcz im szkodzą, gdyż zawsze zniekształcają rzeczywisty stan preferencji konsumentów. Odgórny nakaz produkowania bananów o określonej krzywiźnie odzwierciedla wyłącznie punkt widzenia grubego komisarza zaciągającego się drogim cygarem i poszukującego uzasadnienia własnej egzystencji, a nie zwykłego konsumenta. I tak jest ze wszystkimi regulacjami.

Instytut wydał właśnie „Wielki Kryzys w Ameryce” Murraya Rothbarda. Skąd pomysł na tę publikację?

Priorytetem naszej polityki wydawniczej są tłumaczenia ważnych dzieł przedstawicieli austriackiej szkoły ekonomii, które nie były nigdy wydane po polsku. Do takich dzieł należy książka Rothbarda. Opublikowanie jej teraz, kiedy trwają dyskusje o przyczynach ostatniego kryzysu finansowo-gospodarczego, będzie istotnym wkładem w te dysputy. Rothbard podważa stereotypowy pogląd, jakoby przyczyną Wielkiego Kryzysu była jakaś ułomność wolnego rynku, i wykazuje, że doprowadził do niego interwencjonizm. Nawet zagorzały zwolennik interwencjonizmu powinien zapoznać się z tym stanowiskiem i znaleźć kontrargumenty, zanim beztrosko przystąpi do „walki z kryzysem”.

Friedrich von Hayek jest zdecydowanie bardziej rozpoznawalną postacią niż Murray Rothbard. Dlaczego Instytut Misesa nie tłumaczy jego prac?

Może właśnie dlatego, że jest bardziej rozpoznawalny. Można powiedzieć, że Hayek już sobie sam poradził. Dostał Nagrodę Nobla, w Polsce wydano m.in. „Konstytucję wolności”, „Indywidualizm i porządek ekonomiczny”, „Zgubną pychę rozumu”, „Drogę do niewolnictwa”. Hayek jest też łatwiejszy do zaakceptowania dla ekonomistów mainstreamu, bo w wielu miejscach przyznaje władzy centralnej znaczne prerogatywy. Mises, a zwłaszcza niektórzy jego uczniowie, np. Rothbard, są nieco bardziej konsekwentni (niektórzy powiedzieliby: radykalni) w opowiadaniu się za państwem minimum. Ale o Hayeku pamiętamy, bo to myśliciel nietuzinkowy, bardzo inspirujący. W naszych planach wydawniczych jedną z pierwszych książek przewidzianych do tłumaczenia jest jego „Prices and Production”.

Czy poza działalnością wydawniczą Instytut Misesa realizuje inne projekty?

Pracujemy z młodzieżą licealną, dla której stworzyliśmy specjalny program „Lekcji ekonomii”. W kilkunastu szkołach w różnych miastach odbyło się już kilkadziesiąt lekcji o gospodarce ze szczególnym uwzględnieniem perspektywy austriackiej. Studentów i wszystkich zainteresowanych tematyką ekonomiczną zapraszamy do Klubów Austriackiej Szkoły Ekonomii (KASE). Działają one w kilkunastu miastach (chcemy, żeby działały we wszystkich miastach powyżej 100 tys. mieszkańców) i mają charakter samokształceniowy. Ekonomii austriackiej nikt w Polsce nie uczy, więc musimy się jej sami nauczyć. Organizujemy też seminaria i konferencje na specjalne zlecenia firm i instytucji. Coraz częściej zgłaszają się do nas przedsiębiorcy, którzy odkrywają, że ekonomia austriacka doskonale odwzorowuje ich praktyczną wiedzę w teorii. Rokrocznie organizujemy Letnie Seminaria Austriackie, w których uczestniczą osoby w różnym wieku, najczęściej mające już pewną wiedzę ekonomiczną.

Jak dużym zainteresowaniem cieszy się Letnie Seminarium Austriackie?

Miejsca na tegoroczne wrześniowe seminarium w Radziejowicach pod Warszawą są już prawie wykupione, mimo że za udział trzeba zapłacić, i to sporą kwotę jak na kieszeń studenta. Te spotkania seminaryjne mają niezwykłą atmosferę swobodnej wymiany myśli, poszukiwania prawdy i przestrzegania dyscypliny intelektualnej. Bardzo lubię w nich uczestniczyć, a dodatkową satysfakcję sprawia mi to, że je współorganizuję wraz z grupą wspaniałych wolontariuszy, młodych ekonomistów, którzy mają odwagę myśleć samodzielnie, często zupełnie inaczej, niż oczekiwaliby ich profesorowie.

Rozmawiał
Piotr Lonczak / Bankier.pl

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.