Ranking kont firmowych Ranking kont osobistych

Absurdy polskiego prawa. Historia naszego czytelnika

Skąd w Polsce ogólne przekonanie o kłodach pod nogi rzucanych przedsiębiorcom i pozostałym obywatelom przez urzędy? Jeden z naszych użytkowników opowiedział nam historię, która dobrze oddaje absurd niektórych przepisów i procedur. 

Sprawa jest w zasadzie błaha, ale jest kwintesencją stanu przepisów prawa w Polsce. Nasz użytkownik otrzymał z urzędu miasta standardowe pismo, w którym proszony jest o  złożenie informacji o posiadanych nieruchomościach na potrzeby ustalenia wysokości podatku od nieruchomości.

Fragment pierwszego pisma


Z treści pisma jasno wynika, że urząd miasta ma wiedzę, że dana osoba posiada nieruchomość. Dysponuje także adresem tej nieruchomości oraz numerem aktu notarialnego. Mimo wszystko prosi o złożenie deklaracji o posiadanej nieruchomości.

Pierwsza wizyta w urzędzie

Nasz bohater udał się więc do urzędu w celu załatwienia sprawy. – Na pracowników urzędu nie mogę powiedzieć złego słowa. Mimo, że przyszedłem po wyznaczonym ustawowo terminie urzędnicy byli bardzo uprzejmi i pomocni. Z aktem notarialnym na biurku wspólnie wypełniliśmy deklarację o posiadanej nieruchomości – opowiada użytkownik.

Około dwa tygodnie po wizycie w urzędzie okazało się, że wypełniona wspólnie z urzędnikiem deklaracja jest niepełna. Użytkownik otrzymał pismo, że w złożonym dokumencie zabrakło informacji o garażu, który przynależy do nieruchomości. 

Fragment drugiego pisma

Urząd miał tu rację. – Rzeczywiście zabrakło informacji o garażu. Tylko po pierwsze, dlaczego mając akt notarialny na biurku pracownik urzędu nie dostrzegł tego braku? Po drugie, po co urząd prosi pisemnie o składanie deklaracje skoro (jak wynika z treści nadsyłanych pism) ma całą dokumentację i wiedzę na temat metrażu i rodzaju nieruchomości – pyta nasz czytelnik. Odpowiedź jest prosta. Bo takie są przepisy.

Druga wizyta w urzędzie

To jednak nie koniec. Nasz użytkownik ponownie udaje się do urzędu, by uzupełnić informację o nieruchomości. – Pismo otrzymałem w maju a urząd odwiedziłem w sierpniu więc liczyłem się z tym, że mogę zapłacić jakąś karę. Nie znam się na urzędowych pismach, ale mojego humoru nie poprawiały fragmenty dokumentu o tym, że mam prawo zapoznać się z aktami sprawy oraz zebranym materiałem dowodowym – mówi czytelnik. Obawy jednak okazały się przedwczesne.

Ale znowu, zgrzeszyłbym, gdybym coś złego na pracowników urzędu powiedział. Wchodzę do biura, żadnej kolejki, grzeczna Pani zaprasza i pyta w jakiej sprawie. Odpowiadam, że chcę złożyć korektę deklaracji i zostaję przekierowany do miłego Pana, który informuje mnie, że pojawiłem się po wyznaczonym czasie i wczoraj wysłane zostało do mnie pismo w tej sprawie. Pierwsza myśl. Dostałem karę! Ale nic z tych rzeczy. Miły Pan miał dla mnie tylko dobre wieści. Okazało się, że urząd nie mógł dłużej czekać na moją korektę i Wydział Podatków i Opłat Lokalnych sam(z urzędu) wyliczył mi wysokość podatku. I tylko tej kwestii dotyczy pismo, które wczoraj zostało do mnie wysłane. Żadnej kary, tylko informacja o kwocie podatku do zapłaty – opowiada czytelnik.

Odetchnął z ulgą, ale na usta cisnęło mu się ostatnie pytanie, które udało się zadać. – Dlaczego w zasadzie wysyłaliście Państwo do mnie dwa pisma z prośbą o deklarację, skoro (jak się finalnie okazało) urząd dysponuje wszystkimi informacjami potrzebnymi do ustalenia wysokości podatku?- Mili urzędnicy odpowiedzieli z uśmiechem, że takie są przepisy i nie mogli tego wcześniej zrobić. Dopiero fakt, że nasz czytelnik zwklekał z korektą pozwolił na załatwienie sprawy z urzędu.

Ta sprawa jak w soczewce pokazuje absurdy prawa, które generują niepotrzebne koszty i absorbują uwagę urzędników oraz petenta. Trzy pisma wysłane do naszego bohatera, które jakiś pracownik urzedu musiał przygotować i wysłać. Choćby wpisanie odpowiednich danych osobowych, adresu. nieruchomości czy wydruk pisma wymaga zasobów. Wszystkie pisma podpisane są przez Naczelnika Wydział Podatków i Opłat Lokalnych, którego też trzeba było zaangażować. Sprawa jest mało istotna, ale jednocześnie rodzi się pytanie, jakie trudności pojawiają się przy bardziej skomplikowanych formalnościach. Nasz czytelnik nie ma pretensji do urzędników za to, że egzekwują przepisy, ale o jakość tych przepisów. Pomyślmy, że codziennie wykonywanych jest tysiące bezsensownych czynności i drukowanych jest tony podobnych pism. Ile to kosztuje nerów i pieniędzy. I wszystko w majestacie prawa…

Chcesz nam opisać swoją historię? Napisz na [email protected]. Zapraszamy!

Grzegorz Marynowicz

Bankier.pl

Administratorem Twoich danych jest Bonnier Business (Polska) sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Twoje dane będą przetwarzane w celu zamieszczenia komentarza oraz wymiany zdań, co stanowi prawnie uzasadniony interes Administratora polegający na umożliwieniu użytkownikom wymiany opinii naszym użytkownikom (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. f RODO). Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne w celu zamieszczenia komentarza. Dalsze informacje nt. przetwarzania danych oraz przysługujących Ci praw znajdziesz w Polityce Prywatności.