Czy jest możliwe dochodzenie roszczeń w systuacji, kiedy menadżer nie osiągnął zawartych w kontrakcie progów zysku?
Pytanie moje dotyczy kwestii odpowiedzialności cywilnej osoby podpisujacej kontrakt menadżerski. Z przepisów nie wynika, aby istniał tutaj obowiązek zawarcia przez taką osobę odpowiedniej umowy ubezpieczeniowej, a zatem odpowiada ona przed spółką na zasadach ogólnych. Czy jest możliwe dochodzenie roszczeń w sytuacji, kiedy menadżer nie osiągnął zawartych w kontrakcie np. progów zysku operacyjnego (brutto)? Innymi słowy – czy różnica taka może stanowić podstawę dla roszczenia?
Wszystko zależy od treści takiego kontraktu menadżerskiego. Nie można bez wnikliwej analizy umowy jasno powiedzieć czy różnica w osiągniętych zyskach operacyjnych zawartych w umowie może być podstawą roszczenia. Można pociągnąć kogoś do odpowiedzialności cywilnej, jeżeli tego rodzaju kontrakt menadżerski jest zbliżony do umowy-zlecenia, a nie umowy o pracę. Należy jednak pamiętać, że w umowie zleceniu wyklucza się odpowiedzialność w takim sensie jak to ma miejsce w umowie o pracę. Zatem wiele zależy również od interpretacji kontraktu menadżerskiego.
Typowy kontrakt menadżerski nie jest rodzajem umowy o pracę. Jest umową cywilnoprawną. Zarządca, z który podpisano kontrakt, powinien prowadzić działalność gospodarczą – polegającą na profesjonalnym zarządzaniu cudzym przedsiębiorstwem i rozliczać się ze składek na ubezpieczenie społeczne w taki sposób, jak inne osoby prowadzące działalność gospodarczą. Jeśli kontrakt menadżerski podpisano z osobą prawną np. spółką, która zajmuje się zarządzaniem przedsiębiorstwami, to spółka taka wykonuje swoje zobowiązanie poprzez swoich pracowników. Menadżerami są osoby zatrudniane przez spółkę, która jako pracodawca powinna rozliczać z ZUS składki na ubezpieczenie pracowników.
Niekiedy kontraktem menadżerskim określa się również umowy o prace zawierane z osobami, które w danej firmie mają zajmować kierownicze funkcje. Praktyka taka jest właściwie błędem – umowa, która ma charakter umowy o pracę nie powinna być nazywana w inny sposób, jak właśnie umową o pracę. Pracodawcy określają takie umowy kontraktem menadżerskim, co powoduje tyko niepotrzebne zamieszanie. Umowy takie mogą przewidywać pewne przywileje dla pracownika, np.: udział w zyskach, jednak z punktu widzenia prawa pracy nie ma różnicy między tego rodzaju „kontraktem” a normalną umową o pracę.
Podstawa prawna: Kodeks cywilny
Przemysław Gogojewicz